SUP drift na Brdzie

5-dniowy SUP slalom gigant w najzieleńszych kaszubskich lasach

Na początku września 2020 roku spłyneliśmy Brdą na deskach SUP. Zwodowaliśmy się w Starej Brdzie Pilskiej, a deski ostatecznie wyciągnęliśmy na brzeg Jeziora Charzykowskiego po 5 dniach i około 60km. Straciliśmy – gubiąc bądź łamiąc, 2 finy. Z dwóch desek schodziło nam powietrze. Dwie osoby po razie zaliczyły niespodziewaną kąpiel w lodowatej wodzie. Prawie straciliśmy jedną torbę z prowiantem. Rozpalając ognisko czy startując palnik złamaliśmy kilkadziesiąt zapałek. Ku rozpaczy Natalii nie spotkaliśmy niestety, żadnego bobra. Poniżej spisaliśmy dla Was dokładną marszrutę i wkleiliśmy mapki z GPSa. Ale po historie i emocje zeskrolujcie jeszcze trochę niżej, do naszej rozmowy. Tak naprawdę ona i zdjęcia pokazują kwintesencję tej przygody.

Dzień 1: Stara Brda Pilska – Nowa Brda – ok. 15 km (7h)

SUP spływ Brdą

Dzień 2: Nowa Brda – Dolinka – ok. 15 km (7:30h)

SUP spływ Brdą

Dzień 3: Dolinka – OSiR Przechlewo – ok. 13 km (5h)

SUP spływ Brdą

Dzień 4: OSiR Przechlewo – Ciecholewy – ok. 18 km (6h)

SUP spływ Brdą

Dzień 5: Ciecholewy – Jezioro Charzykowskie – ok. 10 km (2h)

SUP spływ Brdą
Agnieszka: Pytanie, które nasuwa mi się najpierw: Kiedy jedziemy znowu? :).

Natalia: Haha. Bingo! To pytanie które zawsze powinno paść jako pierwsze po wyjeździe.

Myślę, że celowałabym w okolice maja/czerwca przyszłego roku. Bardzo podobało mi się takie posezonowe pływanie po Brdzie. Przez te 5 dni widzieliśmy może 4 kajaki, mogliśmy się nacieszyć ciszą i spokojem, większość pól biwakowych i campingów po drodze było pustych… Ja nie lubię tłumów. Kiedy jadę na wakacje szukam przede wszystkim natury i raczej uciekam od popularnych miejsc, więc bardzo mi się to podobało. Z tego, co widzieliśmy Brda jest bardzo turystyczną rzeką, o czym świadczy zadziwiająco dobrze rozwinięta infrastruktura. W sezonie musi być tam tłoczno skoro niektóre pola biwakowe są pobudowane nawet po dwóch stronach rzeki i nie należą do szczególnie małych. Fakt, że to wszystko mieliśmy tylko dla siebie, przekroczył nasze oczekiwania. Bardzo pozytywnie mnie to zaskoczyło. Z drugiej strony dni były już krótsze, zimniejsze. Woda czasami była tak lodowata, że kiedy wyciągałam Szyszkę na deskę, ta trzęsła się z zimna na wietrze jak nigdy wcześniej i martwiłam się o nią (ona z kolei zdawała się tym w ogóle nie przejmować). Stąd trzymałam ją na desce więcej niż by chciała. Przy następnym spływie najchętniej znowu zaplanowałabym to poza sezonem, ale na wiosnę. Po pierwsze, bo nie chcę czekać aż rok, a po drugie, bo liczę na to że woda będzie jednak może trochę cieplejsza, tak żeby Szyszka mogła szaleć ile wlezie.

Stand Up Paddle - deska SUP na Brdzie
A Czy od teraz Szyszka już zawsze będzie jeździć z Tobą na spływy?

 

N Myślę, że o ile nie będę gdzieś lecieć samolotem (a raczej mi to prędko nie grozi), to pewnie tak. Choć z psem pływa się inaczej. Pies spowalnia, bo jeśli płynie obok, to jego tempo jest zwykle wolniejsze, a jak odpływasz za daleko i nie może cię dogonić to piszczy (przynajmniej mój model) i trzeba poczekać. Pływając z kudłaczem twoja deska jest non stop mokra, ty jesteś mokra, zwłaszcza twoje nogi, bo dużo częściej klęczysz. I do tego jeszcze co chwila masz prysznic w gratisie kiedy wyławiasz tą mokrą kudłę. W upale to nawet fajne, kiedy jest zimno bywa męczące. Wszystko to sprawia, że spływ z psem to trochę odrębny sport :P. Ale powiem ci, że okropnie żal by mi teraz było płynąć samej. Widziałaś jaką fanatyczką wody jest Szyszka. Zdaje sobie sprawę, że mam nietypowego psa, taki trochę unikat :P. No bo jak wiele psów płynie wpław ok. 3 nawet 6 km bez przerwy!? I jeszcze wcale nie chce wracać na deskę? Szyszka ma już 5 lat, chcę się więc nacieszyć tym jej wigorem i zapewnić jej tyle ruchu ile potrzebuje. A pływanie kocha ponad wszystko. Poza tym pływanie z psem nigdy nie jest nudne i na pewno ubarwia spływ, który sam w sobie bywa często monotonny.

Miałam dużo obaw czy obie damy radę, bo nigdy wcześniej nie pływaliśmy tak długich odcinków i to w dodatku dzień po dniu. Obawiałam się, że Szyszka nie będzie mnie słuchać, że będzie skakać z deski kiedy tego zabraniam bo chcę np. postać, albo że pierwszego dnia zużyje całą energię i później będzie nie do życia. Ale nic z tego się nie wydarzyło, a tylko lepiej nauczyłyśmy się obie dogadywać na desce, a ja zaczęłam jej dużo bardziej ufać. Dziś wiem, że obie damy spokojnie radę przy następnym spływie, gdziekolwiek by to nie było. I nie chciałabym odbierać obu nam tej frajdy i zostawiać jej w domu.

Parudniowa wyprawa Brdą na desce SUP z psem
Spływ SUP Brdą z psem
N A jak to wyglądało z twojej perspektywy? Pies na spływie na pewno trochę nas spowolnił. Wolisz takie spokojniejsze pływanie, czy jednak bardziej interesują cię spływy typu nasza pierwsza SUP wyprawka na Pilicy, kiedy wiosłowałyśmy dużo intensywniej, od rana do wieczora?

 

A Ah Pilica! To był tak totalnie inny wyjazd! Nie mówię, że koniecznie lepszy ale na pewno diametralnie różny od Brdy. Myślę, że nie mam preferencji i niekoniecznie trzeba naparzać po 30-40km dziennie, żeby wyjazd był udany. Tempo i kilometry są trochę drugorzędne. Na Brdzie, gdyby warunki wyglądały inaczej, to myślę, że nawet z Szyszką robilibyśmy więcej kilometrów. Oba typy rzek są dla mnie atrakcyjne i myślę, że jeszcze nie raz zorganizuję wyjazd zarówno jednego jak i drugiego typu. Do Pilicy mam mega sentyment, bo to był nasz pierwszy kilkudniowy spływ, byłyśmy tylko we dwie, spałyśmy każdej nocy na dziko. To miało swoją magię i nieco większą nutkę adrenaliny robienia czegoś po raz pierwszy. Już nigdy nie pojedziemy na SUP wyprawę pierwszy raz, więc teraz trzeba umiejętnie żonglować miejscówkami.

Stara Brda na desce SUP
A A dla ciebie? Czym się różnił ten spływ od zeszłorocznego spływu Pilicą?

 

N Pilica w mojej głowie to głównie płynięcie przez rzekę lawirującą przez pola. Brdę zapamiętam jako spływ przez przepiękne lasy i często powalone drzewa. Oczywiście nie cały odcinek, którym płynęłyśmy był taki, ale lasów było dużo więcej niż na Pilicy i to one kompletnie mnie oczarowały. Wydaje mi się też, że Brda dłużej była wąskim strumykiem, Pilica już od pierwszego dnia się rozszerzała tak, że na koniec przy Zalewie Sulejowskim płynęło się jak SUPostradą :D. A ja lubię jak najwęższe stróżki wodne. Z kolei na Pilicy nie pamiętam aż tylu pól biwakowych, stanic wodnych i campingów, ile napotkałyśmy na Brdzie. Rzeczywiście obie rzeki są zupełnie różne. Zgadzam się, że Pilica to dla nas niepowtarzalne już wspomnienia i mam do niej duży sentyment, ale ja zdecydowanie z tych dwóch rzek wybrałabym Brdę.

Rezerwat Przytoń - spływ Brdą na desce SUP
A Jest coś co Ci się nie podobało na Brdzie?

 

N Tak, znowu nie widziałam ani jednego bobra! 

 

NJest coś, co cię zaskoczyło?

 

A Nie spodziewałam się, że zmęczymy się pokonując dziennie tylko około 10-12km. Dwa pierwsze dni były naprawdę wymagające – niekoniecznie kondycji czy krzepy, ale pełnej uwagi do manewrowania pomiędzy przeszkodami na rzece. Lubię takie wyjazdy najbardziej, bo kiedy muszę się skupić na czymś nowym na 100% odpoczywam psychicznie od pracy i innych życiowych trudów. 

Po drugie, to o czym już sama wspomniałaś – stopień przygotowania szlaku dla turystów chyba nas wszystkich zaskoczył. Miejscówki noclegowe z zapleczem turystycznym dostępne prawie w każdej mijanej wiosce, ze wszystkim, co w takim miejscu bez obsługi możesz sobie wymarzyć – miejsca na namioty i ognisko, wiaty ze stołami i ławkami, toitoi-e z papierem toaletowym! Myślę, że przez to ten wyjazd miał nieco inny charakter niż się spodziewałam. Nie było tej nutki adrenaliny przy szukaniu noclegów na dziko, jak w zeszłym roku na Pilicy. Inaczej nie znaczy gorzej, ale nie wiem czy chciałabym się tam znaleźć w szczycie kajakowego sezonu. Pewnie nie.

Wyprawa SUP Brdą
Pole namiotowe Dolinka - spływ Brdą z psem
N Już podczas spływu wykluło się określenie „SUP drift”, może opowiesz dlaczego?

 

A Już pierwszego dnia, dosłownie po niecałych 2 km spływu, doszliśmy do wniosku, że musimy zdjąć finy, bo inaczej urobimy się jak dzicy przy przenoszeniu desek przez każde zwalone drzewo. Pływając bez statecznika manewry deską są dużo trudniejsze, bo przy jednym machnięciu wiosłem deska potrafi obrócić się nawet o więcej niż 90 stopni. Dlatego mieliśmy wrażenie, że driftujemy deskami jak samochody na lodzie. Wchodząc w zakręty zarzucało nam tyłem deski i wpadaliśmy nim w zarośla lub odbijaliśmy się od drzew. Przez te dwa dni było to nawet zabawne. Gorzej zrobiło się gdy finy teoretycznie moglibyśmy już założyć, ale okazało się, że ja mój złamałam, a Kuba swój zgubił. Nagle wizja 5 km przez dość spore jezioro wydała się katastrofą i wyczynem prawie niemożliwym. Kuba nawet zamontował sobie prowizoryczny zastępczy fin na tyle deski używając wiosła, które znalazł w szuwarach. Nie wytrzymał on jednak nawet 10 min na wodzie i oboje walczyliśmy płynąc pod wiatr, lekko klnąc pod nosem. Pokonaliśmy tego dnia około 13 km przez mniejsze i większe jeziora. Wieczorem dołączył do nas Jacek, który przywiózł nam zapasowe finy od Kamili. Uratował nam ostatnie 2 dni wyjazdu, za co bardzo mu jesteśmy wdzięczni. 

Wyprawa na desce SUP - DIY fin
N Jak się łamie fina? 😀

 

A Robi się coś głupiego! Gdy ma się sporo bagażu ważne jest, żeby ostrożnie go mocować na tylnej części deski. Wszyscy zdawaliśmy sobie z tego sprawę, dlatego gdy pakowaliśmy się co rano, to najpierw wodowaliśmy deski, a dopiero potem ładowaliśmy na nie bagaże. Jednak podczas drugiego dnia mocowanie sakwy na tyle mojej deski się poluzowało i prawie zgubiłam kapok. Chciałam je poprawić i na postoju wyjęłam deskę na moment z wody razem z bagażem i finem. Wydawało się, że zrobiłam to szybko i na tyle delikatnie, cały czas podtrzymując deskę, że fin nie wziął na siebie wagi bagażu. Po starcie znowu poczułam jak rzuca mną na boki przy wiosłowaniu. Nawet podzieliłam się tą myślą z Kubą, który sprawdził czy fin nadal jest na swoim miejscu, uderzając w niego pod wodą wiosłem. Na kolejnym postoju okazało się, że mimo Kuby testów fina faktycznie złamałam i został z niego plastikowy ogryzek.

N Który etap spływu poleciłabyś najbardziej, jeśli ktoś ma np. jeden, albo dwa dni urlopu?

 

A To zależy czego się oczekuje. Jeśli maksymalnej przygody, to drugi dzień był zdecydowanie najbardziej szalony. Odcinek rzeki za stanicą wodną Przytoń/Folbryk, czyli rezerwat przyrody Przytoń, w którym trzeba było pokonać kilkadziesiąt zwalonych drzew, został przez nas nawet nazwany aquaparkiem. Żadne nawet najbardziej wymyślne zjeżdżalnie nie mogą się równać z manewrami, które musieliśmy wykonywać na rzece. Kładliśmy się na desce na brzuchach, żeby przepłynąć pod zwieszonymi drzewami. Stawaliśmy na innych, które już częściowo były w wodzie i przeciągaliśmy nad nimi deski. Czasem zdarzało nam się zejść z deski wprost do lodowatej wody, gdy zablokowaliśmy się pomiędzy przeszkodami i wiosłowanie z żadnej strony już nie pomagało. Pokonanie około 13 km zajęło nam ponad 7h. To daje zawrotną średnią prędkość poniżej 2km/h. Na deser czekał na nas camping we wiosce Dolinka. Niby zaraz przy drodze, ale było tam wszystko czego nam trzeba było – ciepły prysznic, prąd, nielimitowane drewno na ognisko i przyjazny właściciel, który po pierwszych 3 żarcikach zyskał naszą sympatię. Jeśli macie tylko weekend na spływ i nie przeszkadza Wam wydanie 20zł za nocleg, to szczerze polecamy spędzić go tam. Szczególnie poza sezonem.

Spływ na desce Stand Up Paddle Brdą z psem
N Który z momentów na rzece był twoim ulubionym?


A Było sporo super momentów, ale nie wiem czy jestem w stanie wybrać jeden ulubiony. Pierwszego dnia gdy szukaliśmy miejsca na nocleg, ciągle ktoś z nas marudził, że wszystkie dzikie miejscówki są złe. Wówczas Kuba sprawdził na telefonie, że dosłownie za kilkaset metrów będzie stanica wodna i tam pewnie będzie dobre miejsce. Wtedy chyba wszyscy odetchnęliśmy z ulgą. Dosłownie kilka minut wcześniej przypadkiem najpierw uderzyłam w zaparkowaną Karolinę, wskutek czego wpadła do wody po czubek głowy, a dosłownie minutę później walcząc z nurtem sama ześlizgnąłem się z deski i wylądowałam w rzece po pachy. Nie było nam zbytnio do śmiechu, bo woda była lodowata, a pogoda też nie najlepsza i telepało nami na desce przez kolejne 10 min. Moment gdy przebrałam się już w suche ubrania i nieco ogrzałam nie uznałabym raczej za ulubiony, ale na pewno przyniósł mi radość.

Brda- spływ na desce Stand Up Paddle
Przechlewo - zachód słońca nad Brdą
A A jak tam pakowanie?

 

N W sumie pakowałam się wg. naszej listy z postu o tym jak przygotować się do SUP wyprawy, ale ze względu na to, że płynęłam z Szyszką musiałam dorzucić parę rzeczy:

  • sucha karma na wszystkie dni (na codzień Szyszka jest niejadkiem, ale po takim codziennym wysiłku jadła dużo więcej i chętniej, więc ostatniego dnia jechała już na kabanosach i suszonych kurczakach, które normalnie służą nam za smakołyki, także taka nauczka dla nas na przyszłość, że trzeba jednak brać trochę więcej zapasu jedzenia i nie oszczędzać pod tym względem na wadze)
  • mała miska na wodę
  • lekki kocyk, żeby Szyszka wiedziała gdzie jest jej miejsce w namiocie i miała na czym spać
  • psi kapok, nie tylko dla bezpieczeństwa i mam nadzieję wygody psa przy tak długim pływaniu, ale przede wszystkim dlatego, żeby można było kudłacza łatwo wyciągać na deskę za uchwyt na górze.
  • dwie smycze, jedna sportowa z amortyzatorem, druga automatyczna, wyciągana. W sumie tym razem używaliśmy tylko tej drugiej, na noclegach. Smycz automatyczna przydała się nam też kiedyś, kiedy płynęłyśmy rzeką z dość wartkim nurtem. Przywiązałam ją wtedy do SUPa i Szyszka mogła płynąć w wodzie bez obawy, że prąd rzeki poniesie ją gdzieś daleko od nas. Tak się składa, że Brda nie miała na tyle szybkiego nurtu, więc praktycznie nie używaliśmy smyczy w ogóle podczas SUPowania.
  • wyciągarka do kleszczy. Parę po drodze złapała, więc trzeba mieć.
  • miałam też dla niej dwa ubrania, jedno polarowe okrycie i drugie przeciwdeszczowe. Używałam ich trochę, żeby ją ogrzać, kiedy trzęsła się mokra na desce po wyjściu z wody oraz podczas wieczorów i spania w namiocie, bo noce były już zimne. W sumie pierwszy raz brałam dla niej jakiekolwiek ubrania, bo zwykle nie sprawia wrażenia żeby niższe temperatury ją specjalnie obchodziły, ale rzeczywiście, poza sezonem, kiedy dużo pływała w lodowatej wodzie, warto było coś mieć.
  • psie smakołyki
Gryfon Korthals - pies w podróży
N Co byś zrobiła inaczej?

 

A Lepiej bym sprawdziła miejscówki na nocleg, bo ostatnia była lekkim niewypałem – zaraz przy ruchliwej drodze i obok jakiegoś poligonu, na którym do późnego wieczora ścigali się ludzie na quadach i innych dziwnych wehikułach, a po zmroku dochodził stamtąd głośny vibe disco polo. Miałam wtedy ochotę zaryzykować i popłynąć kawałek dalej, żeby znaleźć jakieś dzikie miejsce. Nie było jednak poparcia w ekipie, więc zostaliśmy tam. Nazajutrz płynąc dalej w kierunku jeziora Charzykowskiego widzieliśmy co najmniej dwie miejscówki idealne na dziki kemping. Szkoda, ale takie życie w demokracji :).

Poza tym nauczona już doświadczeniem, wzięłabym chyba zapasowego fina 🙂 i zawsze wkładała buty do sakwy na czas spływu, bo miałam je przyczepione luzem do deski i co wieczór chodziłam w mokrych butach i z zimnymi nogami. 

Spływ Brdą - pole biwakowe w Ciecholewach
SUP spływ Brdą - kolacja
N Przez całe 5 dni z twojej deski uchodziło powietrze i codziennie musiałaś ją dopompowywać. Przyznam, że ja pewnie bardziej bym się tym stresowała, ale ty pokazałaś, że się da i nawet nieszczelna deska nie stanowi przeszkody. Teraz, po blisko 3 latach SUPowania, powoli przymierzasz się do zakupu nowej deski. Masz za sobą dużo większe doświadczenie, niż przy zakupie pierwszego SUPa. Pływałaś po wielu różnych wodach i chyba, co najważniejsze, wiesz lepiej jaki sposób SUPowania interesuje cię najbardziej. Ja, kiedy przerzucałam się na mojego drugiego SUPa, szukałam deski na której przede wszystkim miało mi się lepiej pływać z psem. Jakie więc będą twoje kryteria przy zakupie nowej dechy? I co planujesz zrobić ze swoim starym Itiwitem?

 

A Jestem trochę rozdarta jeśli chodzi o zakup nowej deski. Z jednej strony chciałabym czegoś nowego, szybszego, trochę bardziej pakownego. Z drugiej strony jak sama zauważyłaś sprzęt nie zawsze jest najważniejszy, żeby przeżywać przygody i nawet nieszczelna deska nie jest problemem. Skonsultowałam się już z serwisem desek i za kilka stówek naprawią mojego Itiwita, kupiłam też nowego fina i myślę, żeby kupić lżejsze wiosło. Nie chciałabym generować odpadów i wyrzucać mojej obecnej deski na śmietnik. Myślałam, że mogłabym go sprezentować mojej siostrze lub siostrzeńcowi. Wiem jednak, że zszargana deska po 3 latach mocnej eksploatacji nie jest największym marzeniem kogoś, kto zaczyna swoją przygodę z SUPem. Dlatego w grę wchodzi też sprzedaż. Ewentualnie zostawiłabym ją na bardziej niebezpieczne eskapady, a nową używałabym do pływania po jeziorach i prostszych rzekach. Co jest problematyczne w kupowaniu deski to fakt, że rzadko się zdarza, żeby móc ją przed zakupem przetestować. Dlatego wydanie ponad 3tys. złotych na coś, co zna się tylko z katalogu, bądź polecenia innego SUPera jest ryzykowne. Poczekam raczej do wiosny i jeśli wydatek takiego rzędu będzie lżejszym obciążeniem mojego budżetu, niż w tej chwili, to wtedy się pewnie na coś zdecyduje. 

Deska SUP - Bory Tucholskie
A Kilka razy przedzierając się przez rzekę miałam momenty refleksji czemu my to właściwie robimy. Szczególnie, kiedy mi było zimno i chwilami miałam dosyć. Przypomniał mi się wtedy taki cytat, że często dużo łatwiej się o przygodach opowiada, niż je przeżywa. Zgadzasz się z tym stwierdzeniem?

 

N Hmm jest w tym dużo prawdy. Dużo łatwiej jest z emocjami opowiadać o jakiś dramatycznych, czy trudnych wydarzeniach, które mamy już za sobą, niż je przeżywać. Np. kiedy wpadłaś wieczorem do lodowatej wody nie było ci do śmiechu, a dziś możemy to w sumie wspominać z uśmiechem na twarzy jako jedno z wydarzeń, które dodaje dramatyzmu całej wyprawie.

Ale z drugiej strony ja akurat mam odwrotnie z tym opowiadaniem o przygodach. Zawsze dużo analizuję w głowie jak powinnam o czymś mówić, czy powinnam udostępniać lokalizację niektórych miejsc i jakie słowa są właściwe do snucia tych opowieści. Zwłaszcza kiedy wiem, że ktoś może inspirować się naszymi wypadami. Bo to jak przedstawimy nasz wyjazd, naszą przygodę, może mieć wpływ na to, jak ktoś inny dane miejsce odbierze. I nigdy nie chciałabym, żeby był to w jakikolwiek sposób błędny odbiór, bo np. przez nasze wspomnienia trochę podkoloryzowałyśmy jakieś rzeczy, albo zbudowałyśmy jakieś oczekiwania. Chciałabym, żeby każdy możliwie jak najbardziej samodzielnie odkrywał swoje przygody i miejsca, bo to jest bardzo istotna część całej zabawy.

Więc koniec końców, chyba łatwiejsze jest dla mnie przedzieranie się przez te chaszcze, niż pisanie o tym :D. Ja to zwyczajnie lubię.

Piszemy tutaj między sobą, w dwójkę, ale na spływie poza nami byli jeszcze Karolina, Jacek i Kuba. Pomyślałyśmy więc, że ciekawie będzie jeśli i im oddamy głos i zapytamy, co najbardziej zapamiętają z naszych 5 dni na Brdzie.

Karolina (@lady_vgbnd):
Uwielbiam wyjazdy większą ekipą, zwłaszcza taką którą zna się od lat i niejedną nockę razem w namiocie się przespało. Od czasów moich studenckich wyjazdów na spływy kajakowe marzyła mi się też kilkudniowa wyprawa, taka z wożeniem sprzętu ze sobą i spaniem w namiotach po drodze. Nawet decyzję o kupieniu SUPa podjęłam pod kątem takiego właśnie wyjazdu, więc kiedy plan spływu Brdą nabrał kształtu, nie miałam kontrargumentów. Kiedy Agnieszka i Natalia poprosiły mnie o napisanie kilku słów, stwierdziłam, że zamiast opisywania wrażeń albo kroniki wydarzeń, podzielę się paroma przemyśleniami i wnioskami, które mnie, a może również Wam, przydadzą się przy planowaniu podobnych eskapad. Przedstawiam więc “Rozkminy Karoliny: SUP na Brdzie”:

  • Waga bagażu jest trochę mniej istotna niż w przypadku wielodniowego wyjścia w góry z namiotem i jedzeniem – można optymalizować mniej, więc słoiczek oliwy, parmezan i domowy dżem mirabelkowy mogą jechać z nami.
  • Jeśli jest to rzeka o przebiegu pełnym niespodzianek, a ty nie chcesz jej przepływać “na miłośnika toruńskiej rozgłośni”, miej na sobie szybkoschnące, niezbyt przylegające ubranie. W tym sezonie byłam świadkiem, jak i sama zaliczyłam spektakularne PLUM. To zburzyło moją wizję w której, mając dobrą równowagę, ustrzegę się przed wpadnięciem do wody – jeśli z zaskoczenia zahaczy cię wystający spod wody konar, albo ktoś niechcący postanowił być rzecznym taranem i nie zdążył wydać ostrzegawczego okrzyku, wtedy nawet najlepsze surferskie umiejętności przestają mieć znaczenie.
  • Moim błędem było nierównomierne rozłożenie wagi, przedni bagaż dużo cięższy niż tylny – miało to pomagać przy podnoszeniu tyłu deski i zmniejszeniu zanurzenia fina, natomiast po zdjęciu fina już nie spełniało swojej funkcji. Niestety, przez ten dociążony przód najprawdopodobniej dorobiłam się dziury w desce – zahaczyłam przodem o metalową rurę przy uszkodzonym pomoście. Gdyby nie to dociążenie bagażem, możliwe, że deska wyszłaby z tego cało. Na przyszłość, myślę, że równomierne rozłożenie ciężaru byłoby sensowniejsze.
  • Z początku byłam bardzo nieprzekonana do picia wody z rzeki. Nie była przesadnie przezroczysta i miała swój zapaszek. Mieliśmy w planach ją gotować i przepuszczać przez filtr, ostatecznie wystarczyło nam zapasów, a mnie w międzyczasie olśniło wspomnienie, ile takiej “niefiltrowanej” wody można niechcący wypić ucząc się pływać na wakeboardzie, czy przy początkach surfingu… Myślę, że następnym razem będę mniej sceptyczna.
  • Nie miałam okazji przetestować swojego rzecznego fina, bo jak to zwykle w podobnych przypadkach bywa, przesyłka przyszła do Wrocławia, kiedy ja już byłam na Brdzie, natomiast drifting okazał się być całkiem efektywnym sposobem na pokonanie trudnych odcinków. Posiadacze US Boxa muszą zachować ostrożność przy odkręcaniu mocowania nad wysoką trawą lub ażurowym pomostem.
  • Na desce z dziurką da się przepłynąć spływ.

Jacek:
Do ekipy dołączyłem zaledwie na weekend, ale był to weekend bardzo udany – po powrocie do domu miałem wrażenie, że nie było mnie dłużej – przez ten krótki czas porządnie się zresetowałem i wypocząłem. Lubię kilkudniowe wycieczki ze spaniem pod namiotem i dążeniem do jakiegoś celu. Co prawda spływ rzeką ustawiłbym na trzecim miejscu po wyprawach rowerowych i górskich wędrówkach, głównie ze względu na prędkość poruszania się, ale było to na pewno ciekawe urozmaicenie, a uroku dodawała możliwość zobaczenia przyrody z nieco innej perspektywy niż zazwyczaj. Dodatkowo było po sezonie, więc praktycznie nie spotykaliśmy ludzi, była sama przyroda, rzeka leniwie wijąca się wśród pól i lasów. Podobały mi się przerwy na posiłki w malowniczych miejscach. Było też wspólne gotowanie kolacji (makaron z sosem i kabanosami – klasyka gatunku) i oczywiście wszystko w fajnej ekipie, ogólnie kwintesencja udanego weekendu :). Tylko woda mogłaby być trochę cieplejsza :).

Kuba:
Bardzo fajnie było.

deska SUP - spływ Brdą
Kuba Sochacki (zdjęcia)
div#stuning-header .dfd-stuning-header-bg-container {background-image: url(http://outdoorito.com/wp-content/uploads/2020/10/SUP_wyprawa_na_Brdzie.jpg);background-size: cover;background-position: center center;background-attachment: initial;background-repeat: no-repeat;}#stuning-header div.page-title-inner {min-height: 800px;}#main-content .dfd-content-wrap {margin: 0px;} #main-content .dfd-content-wrap > article {padding: 0px;}@media only screen and (min-width: 1101px) {#layout.dfd-portfolio-loop > .row.full-width > .blog-section.no-sidebars,#layout.dfd-gallery-loop > .row.full-width > .blog-section.no-sidebars {padding: 0 0px;}#layout.dfd-portfolio-loop > .row.full-width > .blog-section.no-sidebars > #main-content > .dfd-content-wrap:first-child,#layout.dfd-gallery-loop > .row.full-width > .blog-section.no-sidebars > #main-content > .dfd-content-wrap:first-child {border-top: 0px solid transparent; border-bottom: 0px solid transparent;}#layout.dfd-portfolio-loop > .row.full-width #right-sidebar,#layout.dfd-gallery-loop > .row.full-width #right-sidebar {padding-top: 0px;padding-bottom: 0px;}#layout.dfd-portfolio-loop > .row.full-width > .blog-section.no-sidebars .sort-panel,#layout.dfd-gallery-loop > .row.full-width > .blog-section.no-sidebars .sort-panel {margin-left: -0px;margin-right: -0px;}}#layout .dfd-content-wrap.layout-side-image,#layout > .row.full-width .dfd-content-wrap.layout-side-image {margin-left: 0;margin-right: 0;}