Początek tego wpisu nie będzie grzeszył skromnością. Ale zostańcie ze mną, bo opiszę wyjazd bardzo łatwy, bliski i przyjemny. W październiku ubiegłego roku skończyłam 30 lat. Podróżowałam przez ten czas całkiem sporo. Łowiłam ryby w oceanie w Nowej Zelandii, samodzielnie wspięłam się na 8 wulkanów w Indonezji, zrobiłam 2 ekstra trekkingi w Himalajach, nurkowałam w Tajlandii i w jaskiniach w Meksyku, przeszłam kilkanaście via ferrat w Alpach. I co z tego? Nic! To kompletnie bez znaczenia.
Nie zawsze trzeba jeździć jeszcze dalej, biegać szybciej i wspinać się na coraz wyższe góry. Czasem lepiej zrobić 3 kroki wstecz i zafundować komuś najbliższemu choćby kilka godzin, które potem będzie wspominał jako przygodę. Dlatego dzisiejszy wpis poleca się na piękny wiosenny dzień z dzieckiem, dla którego może zdobycie np. Śnieżki, to jeszcze za duże wyzwanie, lub z rodzicami, których kolana miewają już humory, a większe wzniesienia przyprawiają szybko o zadyszkę. Pomysły świetne również na niehandlowe niedziele! 🙂
Upoluj (zdjęcie) krokusa!
Polska co roku o tej porze szaleje na punkcie krokusów w Dolinie Chochołowskiej. Media szybciutko donoszą, jak tylko łąkę nieśmiało zacznie pokrywać purpurowy dywan. W ubiegłym roku rekordowego dnia odwiedziło dolinę ponad 25 tys. osób. Musimy przyznać się szczerze, że krokusowa histeria udzieliła się też nam. Ale wybitnie nie mamy szczęścia do krokusów. W zeszłym roku, gdy tylko usłyszałyśmy doniesienia o ich pojawieniu się w Tatrach, wsiadłyśmy w piątkowy nocny pociąg, uzbrojone w mapę gdzie poza Chochołowską można je znaleźć i obudziłyśmy się w Zakopanem przykrytym grubą warstwą świeżego śniegu. Nie pozostało nam nic innego jak zimowe spacery.
W tym roku sytuacja wcale nie miała się lepiej. Po co jeździć z Wrocławia w Tatry skoro ma się pod nosem Karkonosze? Przecież tutaj też muszą być miejsca gdzie kwitną krokusy. A i owszem są! Rezerwat przyrody Krokusy w Górzyńcu, łąki na stokach Chojnika i Jagniątków. Na pierwszy ogień poszedł rezerwat. Żeby do niego trafić kierujemy się w stronę Zakrętu Śmierci i po jego minięciu, jedziemy jeszcze dosłownie chwilkę i parkujemy przy pierwszej zatoczce, po lewej stronie drogi (nie wliczając w to parkingu zaraz za zakrętem). Po drugiej stronie drogi odchodzi pod kątem szeroka ścieżka biegnąca lekko w dół. Po około 25 minutach dochodzimy do skrzyżowania, które nie jest super widoczne dlatego warto być czujnym lub kontrolować swoje położenie na Google Maps. Skręcamy w lewo i ścieżka biegnie ostro w dół. Na jej końcu dojrzymy znaki wskazujące gdzie jest rezerwat. Aby uchronić krokusy przed zadeptaniem został tam wybudowany drewniany pomost nad łąką. Z niego wierzcie nam lub nie, gołym okiem nie widać ani jednego krokusa. Nam udało się dojrzeć kilka sztuk tylko przy pomocy lornetki (bardzo dziękujemy Pani, która nam jej użyczyła!). Możliwe, że byliśmy tam za wcześnie. Jednak również możliwie, że to nieco inna odmiana krokusów i nigdy w Górzyńcu krokusy nie tworzą imponującego dywanu.
Na koniec wycieczki skierowaliśmy swoje kroki na łąki pod zamkiem Chojnik. Jednak tam ich obecności również nie stwierdziliśmy. Możliwe, że są, ale Chojnik to dość spora górka i nie wiadomo, na których łąkach na jej stokach tych krokusów szukać i czy są na tyle duże, by w ogóle je dostrzec.
Mimo wszystko polecamy! Poniżej cała lista miejscówek gdzie krokusy podobno występują w Polsce. Tylko nie nękajcie ich zbyt mocno, niech nacieszą oko wielu wygłodniałych widoku purpurowych dywanów turystów. 🙂
Tatry
- Dolina Chochołowska
- Polana Kalatówki
- Wielka Polana Małołącka
- Dolina Lejowa
- Rusinowa Polana
Gorce
- Hala Długa pod szczytem Turbacza
- okolice schroniska na Starych Wierchach
- Jaworzyna Kamienicka
- polana Świnkówka
- Hala Turbacz
Karkonosze
- Rezerwat Krokusów w Górzyńcu
- Łąki u stóp góry Chojnik
- Krokusowa Łąką w Jagniątkowie
Zakręt Śmierci
Wracając z rezerwatu zatrzymaliśmy się na moment przy Zakręcie Śmierci. Usiedliśmy na rozgrzanej wiosennym słońcem skale i chwilę pogapiliśmy się na panoramę Karkonoszy. Wydaje nam się, że to miejsce ma całkiem niezły potencjał na piękny wschód słońca, bądź śniadanie na skale. Warto być tam wcześnie rano, ponieważ ze względu na dostępność szybko zaczynają pojawiać się tam turyści.
Wodospad Kamieńczyka
Do wodospadu prowadzi relatywnie łatwy czerwony szlak. Ma około 1,5km i do pokonania jedno dość strome podejście po kamieniach. Przy wejściu należy uiścić opłatę w wysokości 6zł za bilet normalny i pobrać obowiązkowy kask. Wiosenną porą wody jest dużo i odbijając się od kamieni roztacza wokół przyjemną mgiełkę. Usłyszałam od kogoś z mojego najbliższego otoczenia, że to najładniejszy wodospad w Polsce. I muszę przyznać, że jak na kogoś, kto uprawiał kilka razy w życiu canyoning, stojąc pod nim zaczęłam się zastanawiać, jak to by było z niego zjechać na linie. Władze Karkonoskiego Parku Narodowego na pewno nie byłyby zachwycone takim pomysłem, ale pomarzyć zawsze można 🙂
Nieopodal wejścia nad wodospad znajduje się schronisko Kamieńczyk (15 miejsc noclegowych) i Szałas Sielanka serwujący jedzenie i napoje. Przy ładnej pogodzie można odpocząć na ławeczkach ustawionych przy punkcie widokowym. Cała wycieczka od parkingu do wodospadu i z powrotem, z przerwą na krótkie opalanie, nie powinna zająć dłużej niż 2-2,5h.
Zamek Chojnik
Zamek pojawił się w centrum mojego zainteresowania tylko ze względu na krokusy, które miały rosnąć na łąkach u stóp jego wzgórza. Przyznam szczerze, że nie sprawdziłam wcześniej na mapie szlaków biegnących od podnóża na jego szczyt i czasu przejścia. Wydawało mi się, że wszystko jedno z której strony zaparkujemy samochód, szybko uda nam się obejść wzgórze i przy okazji wejść na zamek. Pomyliłam się dosyć znacząco. Asfaltowa droga biegnąca wokół wzgórza ma około 8km, a samo podejście na zamek, niezależnie od tego czy wybierzemy czerwony czy żółty szlak, zajmie nam minimum 40 min. Lepiej mieć ze sobą buty z dobrą podeszwą, szczególnie jeśli macie ze sobą średnio zaprawionych w skakaniu po kamieniach towarzyszy. Krok za krokiem, z duża dozą wyrozumiałości i szczyptą motywacji, wdrapaliśmy się na górę w komplecie. Ostatnie wejście na zamek jest o godzinie 16:30. My spóźniliśmy się dokładnie 8 minut. Nie żałowaliśmy jakoś specjalnie, bo spod jego murów roztaczał się super widok na Szrenicę (od zachodniej strony) i Śnieżkę (od południowej). Na zamku jest też mini bar, w którym mało zachęcająco pachnie fryturą, ale jeśli ktoś chce wypić piwko zwycięstwa, tam je na pewno nabędzie. 🙂
Jak na jeden dzień była to dosyć napakowana atrakcjami wycieczka. Na naszej marszrucie miał pojawić się również Wodospad Szklarki, jednak gdy przejeżdżaliśmy obok niego nie sposób było znaleźć miejsce parkingowe. Piwka zwycięstwa nigdzie nie wypiliśmy ze względu na zmotoryzowanie. Zjedliśmy za to burgery w restauracji American Burger w Jeleniej Górze, która znajduje się przy stacji Circle K. Odkryta przypadkiem miejscówka stanie się chyba naszym stałym punktem powrotów z Karkonoszy. Jedzenie mają dobre i podają je szybko, a wołowinę można zastąpić tofu lub camembertem w wegetariańskiej wersji.
Spojrzałam na atrakcje Szklarskiej Poręby trochę z innej perspektywy niż zwyczajowe wejście na Szrenicę, czy do Schroniska pod Łabskim Szczytem. Gdyby nie moi towarzysze pewnie nie zdecydowałabym się w najbliższym czasie na zdobycie Chojnika, czy odwiedzenie Zakrętu Śmierci. Zabierzcie czasem gdzieś swoich rodziców, może złapią jeszcze outdoorowego mini bakcyla 🙂