Ten wpis to druga część tekstu o podróży rowerem po Japonii. Wszystkie wpisy znajdziesz tutaj:
Rowerem ku wschodzącemu słońcu – część 3
Gdzie spać podczas podróży przez Japonię? Różne opcje tanich i ciekawych noclegów.
Rowerem ku wschodzącemu słońcu – część 2
Lokalne jedzenie, gorące źródła i inne udogodnienia dla rowerzystów, czyli kilka porad jak jeździć taniej po Japonii.
Rowerem ku wschodzącemu słońcu – część 1
Kiedy najlepiej jechać do Japonii, jak przetransportować rower i co ze sobą zabrać.
Luksusy i udogodnienia
Higiena to jeden z głównych powodów, dla których nie wszystkim po drodze z podróżami rowerowymi. Kąpiele z butelek, albo w umywalkach, rzekach i jeziorach to zwykle nieodłączne elementy wyjazdów, zwłaszcza jeśli jeździcie niskobudżetowo i zajeżdżacie do hotelu tylko od czasu do czasu, w dużych miastach. Tymczasem w Japonii jest tak wiele udogodnień, że będziecie mogli poczuć się nie jak na wyprawie rowerowej, a jak na… urlopie :D. Koniec z większością niedogodności ;). Ja bez zawahania mogę powiedzieć, że był to mój najczystszy wyjazd rowerowy W ŻYCIU.
Musicie wiedzieć, że Japończycy to straszne czyściochy. Myją i pucują się codziennie. Długi czas moczenia się w wannach traktują niemalże jak ceremonię relaksu dla duszy. Ale o tym jakie punkty należy spełnić, aby właściwie się wykąpać (ach te japońskie żelazne zasady i konwenanse) za momencik. Ich obsesja czystości czasami dochodzi do kuriozalnych dla nas momentów, kiedy kategorycznie nie można wejść w butach do domu i każdy domownik posiada przynajmniej 3 różne pary kapci (do chodzenia po domu, do toalety, na taras lub do ogrodu). Nawet gdzieś kiedyś czytałam o złodziejach ściągających buty w okradanych domach, albo firmach przeprowadzkowych, gdzie za każdym razem panowie wynoszący/wnoszący meble zmieniają obuwie i totalnie jestem w stanie w to uwierzyć. O japońskiej kulturze czystości można by naprawdę długo pisać. Ale zacznijmy od miejsca którego nikt z nas na pewno nie ominie…
Tam gdzie rowerzysta piechotą chadza
Po pierwsze i najważniejsze, toalety w Japonii są wszędzie. Znajdziecie je we wszystkich sklepach typu 7eleven, Lawson czy Family Mart, w centrach handlowych i małych sklepikach, na stacjach kolejowych, nawet w większości świątyń (a tych będziecie mieli niemało po drodze). Prawdopodobnie więc, na palcach jednej ręki będziecie mogli policzyć eskapady w pobliskie krzaczki. Coś, co jest chlebem powszednim na każdym innym wyjeździe, tutaj staje się naprawdę rzadkością. Japonia to kraj idealny do podróży dla ludzi z problemami żołądkowymi albo pęcherzem :D.
Po drugie, cóż to za toalety! Po powrocie z Kraju Kwitnącej Wiśni będziecie mieli poczucie, że nasze zwyczajne sedesy to dalekie średniowiecze. Dlaczego o tym tutaj piszę? Polecam nie krępować się i przetestować dostępne guziki. Dla strudzonego rowerzysty akurat higiena tej części ciała często bywa strategiczna. W Japonii, wasze cztery litery mogą przechodzić seans SPA za każdym razem kiedy udacie się do toalety. Mało tego, przy niektórych sedesach możecie natrafić nawet na guziczek z kojącym dźwiękiem ptaszków i strumyka. W ten sposób i seans medytacji macie w pakiecie :D. Podobno funkcja ta służy zapewnieniu większej intymności, wasi sąsiedzi w kabinach obok, albo czekający w kolejce za drzwiami, dzięki tym dźwiękom nie będą słyszeć waszych „plumknięć”.
Po trzecie, niby podstawa, a jednak tak często to najważniejszy obraz luksusu dla podróżnika tułającego się z kąta w kąt. Papier toaletowy i mydło są ZAWSZE!
Japońskie spa na codzień
Jak już wspomniałam, Japończycy to fanatycy kąpieli. Prysznic to dla nich tylko namiastka dobrej higieny. Aby porządnie się oczyścić należy skorzystać przynajmniej z wanny. Jak i gdzie kąpać się podczas podróży przez Kraj Wschodzącego Słońca? Wyspy japońskie położone są na aktywnym sejsmicznie terenie i obsiane wieloma gorącymi źródłami. Japończycy nazywają je onsenami i od wieków to one były głównym miejscem gdzie wszyscy przychodzili by zażyć kąpieli i przy okazji przedyskutować ważne kwestie. W wielu miastach czy wioskach możecie natrafić na nawet kilka onsenów. Niektóre są duże, z wieloma różnymi basenami, bardziej turystyczne i komercyjne, inne małe, kameralne, odwiedzane tylko przez lokalsów. Jedne czerpią gorącą wodę bezpośrednio ze źródeł, inne podgrzewają tą, którą mają. Te różnice nie miały dla nas dużego znaczenia. Grunt, że w naszym zasięgu zwykle był jakiś onsen i że te małe, lokalne nie są takie drogie. Cena za wejście waha się od 200-1500 jenów, czyli 7-50 zł . Czy może być coś lepszego po całym dniu pedałowania niż zanurzenie się w gorącej wodzie i rozgrzanie zmęczonych mięśni?
Jak wiele rzeczy w Japonii, z kąpielą w onsenach wiąże się ważna etykieta. Aby nie wyjść na ignoranta bez ogłady, pamiętajcie.
- Zaraz za wejściem do budynku zazwyczaj jest stopień. Zdejmujecie buty przed nim i chowacie je w szafkach.
- Po wejściu do szatni rozbieracie się do naga i zostawiacie wszystkie rzeczy w szafce lub koszyku. Potrzebny wam będzie tylko mały ręczniczek.
- Zanim wejdziecie do basenu musicie porządnie umyć się na specjalnie przygotowanych do tego stanowiskach. Siadacie na krzesełku i polewacie się prysznicem, lub z wiaderka, uważając, żeby nie chlapać po innych. Ogromną zaletą onsenów jest to, że zawsze czeka na was mydło, szampon i odżywka. Do basenów wchodzicie już czyści, żeby nie brudzić wody, której wszyscy wspólnie używają.
- W basenach nie moczcie włosów, a swój mały ręczniczek zostawcie albo gdzieś z boku, albo połóżcie go sobie na głowie. Grunt żeby nie skończył w basenie.
- Przed powrotem do szatni wysuszcie się ręczniczkiem.
- W większych onsenach, w szatni możecie skorzystać z suszarek, kremów i odżywek za darmo.
Onseny są zawsze dzielone na część męską i damską.
Wieczorne polowanie na onseny zakończone. Nie ma nic lepszego po całym dniu jazdy niż zanurzenie się w gorącej wodzie.
Może się zdziwicie, ale posiadanie tatuaży może przysparzać wam problemów w Japonii. Albo przynajmniej zamknąć drogę do onsenów. W kulturze tego kraju tatuaże wciąż są utożsamiane przede wszystkim z gangami yakuza, stąd w wielu onsenach zobaczycie zakaz wchodzenia dla ludzi z tatuażami. Jeśli macie małe tatuaże możecie spróbować je ukryć, np. zakleić plastrem. Podobno też powolutku zmienia się podejście i rygor przestrzegania tego zwyczaju. Dlatego spróbujcie wcześniej zapytać w recepcji. Myślę, że jeśli będziecie w jakiejś większej miejscowości macie szanse, że was wpuszczą. W małych wioskach raczej musicie pożegnać się z relaksującymi kąpielami.
Dla Japończyków podróże po onsenach, jako cel sam w sobie, tylko po to żeby zażyć kąpieli w nowych miejscach, to bardzo popularna rozrywka. Onsenowe zwiedzanie kraju to zdecydowanie temat na osobny wyjazd i wpis :).
Pranie na zawołanie
W Japonii i pranie nie stanowi problemu. Powszechne na wyprawach pranie w rękach, można z łatwością zastąpić pralniami na monety. Od kiedy znaleźliśmy jedną i w przeciągu godziny wypraliśmy i wysuszyliśmy wszystkie nasze ciuchy, zaczęliśmy te pralnie widzieć co chwila, parę razy dziennie. Wystarczy tylko przejeżdżać przez większą miejscowość. Wygodne, przystępne i jest czas, żeby spokojnie zjeść dobre lody w międzyczasie ;).
Jedzenie
Japonia nie jest ogólnie tanim krajem do podróżowania. Restauracje i noclegi raczej są droższe niż tańsze, ale podróżowanie rowerem ma tę zaletę, że możecie się szybko i łatwo przemieszczać w różne miejsca i próbować różnych opcji. Zacznę więc od Mekki każdego rowerowego włóczęgi, niezależnie od tego po jakim kraju podróżuje, czyli od sklepów spożywczych.
W Japonii są to głównie tzw. convenience stores i są niemalże wszędzie. Trochę tak jak nasze polskie Żabki, tylko że znajdziecie je nawet w małych wioskach. W Kraju Kwitnącej Wiśni należą one do jednej z 3 sieci: Family Mart, 7-eleven albo Lawson. Różnią się niewiele, za to każdy taki sklep oferuje gotowe dania, które podgrzewa się w ekspresowo szybkiej mikrofalówce. I nie są to byle jakie dania! Moim zdaniem na prawdę są dobre i pożywne, z ryżem, mięsem albo owocami morza. A jeśli macie ochotę na szybką przekąskę, zamiast batona możecie np. kupić onigiri, czyli japoński ryż zbity w kulkę, z mięsnym albo warzywnym nadzieniem w środku (to na co traficie to w zasadzie loteria, chyba że umiecie czytać po japońsku). Do tego dochodzą różnego rodzaju parówki na patyku, mięsne kulki, albo bułki na parze z nadzieniem. Czasem można trafić nawet na zupy z różnymi dodatkami do wyboru. Jeśli taki sklep ma jeszcze kącik, gdzie można usiąść przy stoliku (nie zawsze, ale czasem się zdarza) to utrudzony rowerzysta przepada w nim na dłużej niżby planował. Darmowe ładowanie, kawka i toalety – wszystkie potrzeby załatwione w jednym miejscu.
Pro tip – polecam też małe różowo zielone kartoniki (jak nasze polskie soczki dla dzieci) ze słodkim winem śliwkowym. Idealne na wieczór, do kolacji w namiocie. A rarytasem najwyższej wagi była dla nas tzw duńska bułka z karmelową, chrupiącą skórką i budyniową masą w środku. Właśnie się obśliniłam na samą myśl o niej :P.
Pro tip 2 – warto też próbować robić zakupy wieczorami. Wtedy część produktów jest przeceniana.
Kolejny luksus dla strudzonego rowerzysty to automaty z napojami. Niby nic specjalnego, ale są dosłownie wszędzie. Nawet poza miastami, na bocznych, prawie nie uczęszczanych drogach. W miejscach, w których w ogóle nie spodziewalibyście się ich zobaczyć. W dodatku zawsze działają i oferują pełen asortyment napoi. W automatach dostaniecie oczywiście coca-colę, fantę, sprite’a, ale też moje ulubione gorzkie, zielone herbaty na zimno i różne kawy na ciepło, w podgrzewanych puszkach. Poza tym możecie eksperymentować z wieloma japońskimi napojami, których etykiety niewiele zdradzają, co znajduje się w środku. Ja w ten sposób natrafiłam raz na mleczno podobny napój o dziwnym słodko-cierpkim smaku :). Wiadomo, na tym polega zabawa, że raz się wygrywa, a raz nie :D. Niemniej grunt w tym, że nawet jeśli w pobliżu nie ma żadnego sklepu, a do następnej wioski wciąż pozostało wam jeszcze dużo kilometrów, nie zginiecie. Zawsze gdzieś za rogiem znajdzie się zbawienny automat z napojami. Nie musicie więc wozić ze sobą dużych zapasów wody.
To były te najtańsze opcje. W ten sposób można tanio i smacznie przejechać całą Japonię, a w waszej diecie znajdą się nawet typowe lokalne przysmaki, nieco różne od tego, co na codzień mamy w Europie. Ale wiadomo, że będąc w Japonii chciałoby się spróbować też od czasu do czasu czegoś więcej. Zakosztować trochę tej słynnej japońskiej kuchni. Co jeszcze warto więc spróbować?
- Sushi – jedliśmy super świeże sushi z wyższej półki, serwowane w eleganckiej restauracji na zielonych listkach, zaraz niedaleko targu rybnego Tsukiji w Tokio. Było pyszne i ja sama bardzo lubię te małe, klimatyczne, japońskie restauracyjki. Ale jedliśmy sushi również w sieciówkach i w sumie jeśli chodzi o smak, smakowało nam podobnie, a było taniej. Nasz faworyt to Uobei, gdzie siedzi się obok siebie, przy długim stole i zamawia sushi na tablecie. Talerz z zamówieniem przyjeżdża po chwili na taśmie i zatrzymuje się przed wami. Jest w tym trochę frajdy, a przy tym było to najtańsze sushi i naszym zdaniem w smaku nie odbiegało od innych, które jedliśmy. Więc polecam. Poza tym możecie też znaleźć masę restauracji, gdzie siada się dookoła, przy taśmie, na której jeżdżą talerzyki z różnymi sushi świeżo przygotowanymi na waszych oczach. Cena danego sushi zależy od koloru talerzyka. Na koniec zbiera się wszystkie talerzyki i podlicza kwotę.
- Ramen – korzystajcie i jedzcie jak często się da :)! Ramen to taki japoński turbo-rosół. Turbo, bo ma masę dodatków, czasem jest też robiony na bazie zupy miso. Przepyszny i serwowany w wielkich miskach, więc planujcie go tylko wtedy, kiedy jesteście na prawdę głodni. Restauracji z ramenem jest na prawdę dużo, my swój pierwszy zaliczyliśmy np. od razu na lotnisku w Tokio, zaraz po przylocie, kiedy musieliśmy przeczekać noc do rana, przed wyruszeniem w podróż rowerami. Jeśli nigdy nie jedliście ramenu, to koniecznie musicie spróbować będąc w Japonii.
- Yakisoba – na to danie na pewno traficie jeśli będziecie jadać w restauracjach. To japoński smażony makaron z dodatkiem warzyw i sosu. Niby nic wykwintnego, a smakuje przepysznie.
- Yakitori – czyli japońskie szaszłyki, głównie z kurczakiem, ale czasem również z innym mięsem i warzywami. Yakitori znajdziecie albo w specjalnych restauracjach, albo jako street food czyli sprzedawane na ulicznych straganach.
- Okonomiyaki – naleśniki na słono, z różnymi dodatkami w zależności od regionu. My jedliśmy je w Kioto ze specyficznym, gęstym słodko-słonym sosem, szczyptą szczypiorku i suszonymi płatkami rybnymi (katsuobushi).
To tylko kilka rarytasów, które pamiętam z naszej podróży, ale oczywiście kuchnia japońska na nich się nie kończy. Dlatego zachęcam Was do próbowania i eksperymentowania nawet jeśli czasem menu, albo opakowanie jest tylko po japońsku. Warto też iść na uliczny market i popróbować różnych zakąsek ze straganów, w dodatku w każdym regionie mogą być one zupełnie inne.
To był drugi tekst z serii wpisów o podróżowaniu rowerem po Japonii. Jeśli chcielibyście dowiedzieć się więcej np. kiedy jechać do Kraju Kwitnącej Wiśni, jak przetransportować rower, jak się jeździ po japońskich drogach, albo gdzie nocować, poniżej znajdziecie wszystkie wpisy:
Rowerem ku wschodzącemu słońcu – część 3
Gdzie spać podczas podróży przez Japonię? Różne opcje tanich i ciekawych noclegów.
Rowerem ku wschodzącemu słońcu – część 2
Lokalne jedzenie, gorące źródła i inne udogodnienia dla rowerzystów, czyli kilka porad jak jeździć taniej po Japonii.
Rowerem ku wschodzącemu słońcu – część 1
Kiedy najlepiej jechać do Japonii, jak przetransportować rower i co ze sobą zabrać.