Dziś będzie trochę o spełnianiu marzeń. Nie moim własnym, ale czyimś. O marzeniu z 3 parami długich uszu i 12 kopytami. Ale ok, po co pisać o czyiś zajawkach, które dla nas samych wydają się mocno abstrakcyjne? Bo uważam, że to mega inspirujące i uwielbiam przebywać z ludźmi, którzy mają swoje własne, choćby najbardziej odklejone pasje. To taka trochę kwestia higieny myśli, albo inaczej psychicznego spa :). Kiedy pracuje się w korpo dzień w dzień i mózg zaczyna działać według codziennych określonych schematów, trzeba od czasu do czasu spotkać się z ciekawymi ludźmi, zapaleńcami, kimś żyjącym inaczej, albo przynajmniej kimś komu oczy zapalają się na temat jaki tobie nie przyszedłby nawet do głowy. Dla mnie to ważne. Pracuję jako grafik, więc potrzeba otwartej głowy jest niejako wpisana w mój zawód. Ale myślę, że każdy powinien o to dbać, a przebywanie z pasjonatami w zasadzie dowolnej dziedziny, to w sumie najprostsza metoda. Tylko po to, żeby zobaczyć tę iskrę w oku. Bo choć nie musimy dzielić tych samych zainteresowań to ta iskra często bywa zaraźliwa i napędza do dbania i o swoje zajawki.
Kiedyś Tomstein pisał u nas o szlaku R. L. Stevensona w centralnej Francji, który można przejść z osiołkiem u boku. Wtedy po raz pierwszy dowiedziałam się, że takie coś jak ośli trek w Europie w ogóle istnieje i że są, głównie we Francji i Hiszpanii, hodowle wypożyczające kłapouche i szlaki polecane na ośle wyprawy.
Któż by wtedy pomyślał, że nasi znajomi, Wax i Baran, przeniosą ten pomysł na trochę wyższy poziom. Najpierw kupili 3 osły we Francji, a później zdecydowali się iść z nimi do Polski, żeby na koniec założyć farmę u siebie w Baszowicach. Codziennie na swoim Facebooku wrzucają relacje z drogi, których czytanie stało się moim wieczornym nałogiem. Wejdźcie koniecznie na Osiołkowo – farma z osiołkami i sprawdźcie gdzie teraz są. Kiedy przechodzili w najbliższej planowanej odległości od Amsterdamu, razem z Kubą i Szyszką, pojechaliśmy spotkać się z nimi. W końcu jak często ma się znajomych, którzy idą z osłami przez pół Europy? Czy można przegapić taką okazję na spotkanie? Ja nie mogłam!
Tak więc wstaliśmy o 2:30, wyjechaliśmy z Amsterdamu o 3:30, i po około 350 km drogi jechaliśmy wąską asfaltową dróżką między polami wypatrując oślego obozowiska gdzieś w Luksemburgu. Jak na doświadczonych sakwiarzy przystało (oboje mają za sobą wiele dalekich wypraw rowerowych, właśnie w ten sposób się poznaliśmy ;)) schowali się profesjonalnie, za małym wzniesieniem. Gdyby nie wyszli nam naprzeciw nie mielibyśmy szans ich zauważyć, mimo że namiot + dość duży wybieg dla osłów oraz 3 pary ich wielkich, sterczących uszu to wcale nie mało. Fajnie było zobaczyć Waxa i Barana po chyba dwóch latach od naszego ostatniego spotkania, kiedy w Baszowicach, w swoim małym domku na środku łąki po raz pierwszy opowiadali nam o swoich osiołkowych marzeniach podsuwając pod nasze nosy kanapki z własnoręcznie robionym syropem z mleczy. Wtedy osiołki były tylko ciągle powracającym hasłem w rozmowie, a teraz proszę – stały przed nami! Wielkie sterczące uszy i ogony odpędzające muchy. Fog, Bonhomme i Coco odgrodzone taśmą, skrupulatnie przeżuwały łąkę pod kopytami. Po wstępnym zapoznaniu i pierwszych marchewkach pokoju, Wax i Baran zaczęli poranny rytuał przygotowania do drogi, a my usiedliśmy obserwując.
Jak wygląda taki osiołkowy trekking?
Po pierwsze podróż w dwie osoby z trzema osłami to nie mały ewenement. Zwykle w oślim treku maksymalnie jedna osoba prowadzi jednego osła. A czasem to jeden osioł przypada np na parę. Wax i Baran przed wyruszeniem w podróż znali dobrze młodego Foga, bo to z nim chodzili na jego pierwsze spacery, a hodowca u którego kupili kłapouche pomógł im dobrać kolejne dwa osły tak, żeby zbudować idealnie zgrany zespół. Wszyscy razem pokonują dziennie ok 15-25 km w zależności od trasy. Wyszukują mniejsze drogi i ścieżki, najlepiej nie asfaltowe, żeby osiołkom nie zdzierały się za bardzo kopyta, ale i nie za strome, żeby kłapouche były w stanie przejść. Ponieważ są to zwykle kiepsko oznaczone ścieżki, zdarza się, że droga nagle się kończy i albo muszą przedzierać się przez chaszcze albo wracać parę km w tył i szukać innej trasy. Kiedy szliśmy razem trafiliśmy akurat na nietypowy dzień, bo dużą część trasy musieliśmy pokonać maszerując brzegiem asfaltowej drogi, zaraz przy samochodach, choć osiołki niewiele sobie z tego robiły. Próbowaliśmy schodzić na jakieś mniejsze trasy, ale ilekroć dochodziliśmy do drogi oznaczonej na mapie okazywało się, że prowadzi schodami ostro do góry, albo w dół. Mimo to ponad połowę drogi przeszliśmy przez bardzo przyjemne leśne ścieżki i pola.
Czy łatwo jest prowadzić osła?
Bardzo. Oboje mieliśmy okazję prowadzić Coco, najstarszego przewodnika stada, który zawsze idzie z przodu. Chociaż słowo “prowadzić” to spore nadużycie z naszej strony, bo Coco to doświadczony profesjonalista, można by rzec semi-automat. Idzie ładnie i miarowo, jedynie przed strumykami staje i potrzebuje chwili, żeby się przemóc przez nie przejść. Bonhomme i Fog grzecznie podążają jego śladami. Osły to bardzo zżyte ze sobą zwierzaki i nie chcą rozstawać się nawet na chwilę. Kiedy Coco znika gdzieś za zakrętem pozostałe zaraz się denerwują i np żwawiej pokonują rzeki. Dlatego wszystkie osły idą zwykle w zwartym szyku, jeden za drugim. Nawet wieczorem, kiedy po prostu chodziły dookoła swojego wyznaczonego padoku, trzymały się zawsze blisko siebie i nawet wtedy to Coco prowadził, a Bonhomme i Fog szli za nim. Zabawne jak ważna jest u nich hierarchia.
Widać, że osiołki to nie byle pierwsi trekkerzy, ale zaprawieni profesjonaliści, od młodego przyswajani do pieszych wypraw. Poza młodym Fogiem mają za sobą już niejedną podobną podróż, zwłaszcza Coco, który np. kiedyś przez dwa miesiące szedł przez Francję do Mount Saint Michel. Osły nie przejmują się kompletnie samochodami, czy głośnymi motorami. Szyszkę też szybko akceptują i tylko czasem strzygą uszami w jej kierunku, kiedy jej nie widzą, bo ich panoramiczny wzrok nie obejmuje nas kiedy idziemy z tyłu. Kiedy zbliżamy się do kolejnej miejscowości po raz pierwszy osiołki mija pociąg i to w bardzo bliskiej odległości, dosłownie obok drogi którą idziemy. Jest głośny i wszystkie trochę się wzdrygają, ale jak na profesjonalistów przystało zaraz przechodzą w swój normalny tryb.
Jak dbać o osła w podróży?
Specem nie jestem ale Coco, Bonhomme i Fog mają luksusowe warunki. Każdy z nich codziennie rano przechodzi przez osiołkowe spa. Dokładne szczotkowanie, czyszczenie i smarowanie kopyt, psikanie alu-sprayem drobnych odparzeń po siodłach i paskach, czyszczenie uszu, perfumowanie octem wymieszanym z olejkami eterycznymi. Mucha nie siada. Dosłownie. Później zakładanie kantarów, kocyków, siodeł, bagaży. Seans głaskania i przytulania. Całe to osiołkowe przygotowanie do drogi trwa chyba około godziny. Poza tym co ciekawe osiołki nie potrzebują jakiegoś specjalnego pożywienia. Mają ze sobą kawał soli, który podlizują na nocnych postojach. Na codzień żywią się jedynie roślinnością, jaką mogą zjeść dookoła. Dlatego Wax i Baran na miejsce noclegu zawsze starają się wybierać bogate w kalorie łąki, albo obrzeża lasu, z wysoką, nieskoszoną i możliwe jak najbardziej różnorodną trawą. Podobnie podczas postojów w ciągu dnia. Obserwują osiołki i jeśli widzą, że te coraz częściej próbują uszczknąć jakiegoś chabazia podczas marszu, stają na chwilę i pozwalają im się najeść. Bo taki osiołek potrzebuje dużo czasu i zarośniętej przestrzeni, żeby się należycie najeść. Także podróż z osiołkiem pod tym względem jest łatwiejsza niż podróż z psem 🙂 Są w zasadzie samowystarczalne. Ja nie wiem w sumie, po co ludzie myślą o perpetum mobile. Kombinują, wynajdują, konstruują, a tymczasem mają takiego osiołka pod ręką. Chodzi sam, pomaga nieść bagaże, a do tego wystarcza mu tylko trawa i gałązki skubane po drodze i podczas postojów. Do tego można przytulać, głaskać i ach te uszy! Na co komu jakieś maszyny…
Jedyne co trzeba zapewnić osiołkom to picie. Wax i Baran zawsze gdy zbliża się czas szukania noclegu rozglądają się za domami, gdzie mogliby poprosić o wodę, albo za jakimś innym źródłem. A propos, czy widzieliście kiedyś jak osiołki super piją?! Nie to, co Szyszka – siorbanie, mlaskanie i ochlapywanie wszystkiego dookoła swoją brodatą mordą. Osiołek po prostu wkłada chrapy do wody i cichuteńko wciąga ją, jakby pił przez rurkę . Cóż za gracja i elegancja! Mega uroczy widok. Must see!
Na przerwę obiadową Wax zawsze rozkłada taśmę od pastucha wyznaczając pole dla osiołków, żeby te nie oddaliły się za bardzo. Ściemnia tylko okrutnie, bo nie podłącza jej nawet do baterii 🙂 Ale ciiii nie mówcie osiołkom. Taśma jest natomiast podłączana zawsze na noc. Wtedy też Wax stara się wyznaczyć możliwie największe pole, żeby starczyło trawy do chrupania aż do samego rana.
Czego jeszcze nauczyliśmy się podczas tego dwudniowego trekkingu z osiołkami?
Np. tego, że kłapouchy to taki duży zwierz, a jednak nawet mały strumyczek to wielkie wyzwanie. Bo osiołek jak kot, lubi suchość i kopytek moczyć nie chce. Nas to bardzo ubawiło. Słodziaki. Jak nie wiecie czemu, to zerknijcie na filmik jak Fog próbuje przeskoczyć przez rzeczkę, żeby nie dotknąć wody:
Nigdy nie możesz być pewien, kiedy osiołek śpi! Zwykle drzemie sobie na stojąco i nawet nie zamyka oczu! Taki cudak. Wax i Baran przygotowali nawet filmik instruktażowy, mój ulubiony!:
Baran opowiadała nam, że osiołki pochodzą z Afryki i dlatego nie straszne im upały. Kiedy my co chwila robimy postoje, żeby nasza kudłata Szyszka mogła odsapnąć, osiołki niewzruszone prą dalej do przodu przy ok. 34 st. C. Dowiadujemy się też, że nasze europejskie trawska są dużo bardziej kaloryczne, niż te na afrykańskich sawannach, dlatego osiołki potrzebują dużo ruchu, bo inaczej mogą mieć problem z otyłością. Taka podróż do Polski – w sumie jak znalazł, osiołkowa siłka.
Fog, Bonhomme i Coco to nie byle jakie osiołki. To osiołki rasy cotentin. O takie rasowe kłapouchy bardzo ciężko w Polsce, Baran opowiada nam, że jest ich u nas może dosłownie parę sztuk. We Francji i Hiszpanii rasowe osiołki są dużo popularniejsze i od pokoleń szkolone, np. do takich podróży. Jeśli się zastanawialiście, to teraz już wiecie dlaczego idą aż z Francji ;). A Baran może Wam opowiedzieć dużo więcej o hodowlach i różnych rasach.
Może też opowiedzieć ciekawe rzeczy o onoterapii, czyli terapii z osiołkami. Przebywanie z nimi pozwala się zrelaksować, zapomnieć o stresie, a nawet inaczej spojrzeć na życie ;). Osiołki są wrażliwe, towarzyskie, ciekawskie i świetnie nadają się do pracy z dziećmi.
Poza całą przecudną, osiołkową otoczką, pierwszy raz mieliśmy też okazję zobaczyć Luksemburg (nie licząc stopowania parę lat temu i spania na stacji benzynowej). Ku naszemu zdziwieniu dość dziko tam. Przez niecałe dwa dni zobaczyliśmy przynajmniej cztery sarny i jednego lisa. Wydaje mi się, że to niezły wynik.
Kiedy Wax i Baran dojdą do Baszowic planują sprowadzić kolejne 5 osiołków i zbudować osiołkową farmę. Wtedy każdy z Was będzie mógł ich odwiedzić, spróbować onoterapii, albo po prostu wybrać się na spacer z osiołkiem po okolicznych polach i lasach. Jak dla mnie weekendowa mikroprzygoda idealna. Na tyle inna, że pomimo iż mamy za sobą te dwa wspólne dni w Luksemburgu, z ogromną chęcią wpadnę do nich znowu na chwilę osiołkowego spokoju i może nawet kawałek trekkingu z kłapouchym. Chyba zaczynam ich rozumieć dlaczego tak się wkręcili w osiołki. Przecież ich nie da się nie lubić!