Kiedy patrzyłam na mapie na Jezioro Kunickie nieopodal Legnicy nie byłam przekonana czy warto tam jechać. Przy jego brzegu leży miejscowość Kunice, więc na horyzoncie widać głównie domy jednorodzinne i inną miejską zabudowę. Do tego jest tam kąpielisko WOPR z wypożyczalnią sprzętu wodnego. Oznacza to sporo osób korzystających z wodnej rekreacji. A ja w SUPie najbardziej lubię ciszę, spokój i kontakt z naturą. To jezioro było jednak na mojej liście miejsc do odwiedzenia w ramach projektu prywatnego SUP rankingu wszystkich większych jezior Dolnego Śląska, który zapoczątkowałam wizytą w Zagórzu Śląskim. Postanowiłam zastosować się do ostatniej zasady, która z każdego jeziora potrafi uczynić najlepszą SUP miejscówkę. O niej opowiem w tym wpisie 🙂
Moje ulubione miejsca do SUPowania to takie, gdzie często zmienia się krajobraz. Dlatego najlepszym wyborem jest pływanie po rzekach. We Wrocławiu w niektórych miejscach Odra ma na tyle słaby nurt, że spokojnie można pływać zarówno z, jak i pod prąd. Nie ma wtedy żadnych problemów logistycznych, wracamy do miejsca startu i nie musimy kombinować jak np. podczas spływu Pilicą, żeby wrócić po samochód. Pomimo, że uważam rzeki za najciekawsze właśnie z praktycznych względów, często pływam po jeziorach. Jednak żeby jezioro było ciekawym celem musi spełniać kilka kryteriów. Najlepiej, żeby miało ciekawą linię brzegową i nieregularny kształt. Nie ma nic nudniejszego niż pływanie po jeziorze o kształcie koła lub owalu. Wówczas nieważne gdzie się na nim znajdujemy widzimy już wszystko co ma do zaoferowania. Nie wiem jak Was ale mnie to nieco nudzi. Fajnie też jeśli na jeziorze są jakieś wysepki, a na jego brzegu skałki i miejsca, do których ciężko dotrzeć z lądu. Ważne, żeby było co eksplorować. Jeśli tych pierwszych warunków nie da się spełnić, to przynajmniej okolica musi być ciekawa krajobrazowo. Najlepiej lekko górzysta i zalesiona.
Jeśli mimo wszystko najbliżej nas znajdują się właśnie same takie mało ciekawe zbiorniki warto stosować się do jeszcze jednej zasady. Chodzi mianowicie o porę dnia w jakiej pływamy. Nad Jezioro Kunickie wybrałam się w niedziele wieczorem. Zwodowałam deskę na godzinę przed zachodem słońca i udałam się w stronę dzikiego brzegu. Na wodzie były jeszcze ostatnie kajaki i rowerki wodne, jednak im bardziej słońce chyliło się ku zachodowi tym bardziej pustoszało. Zostałam sam na sam z deską, wodą i spektakularnym zachodem słońca. Żadne zatoczki i inne atrakcje nie miały już znaczenia. Światło urządziło na niebie niezapomniany spektakl. Dla takich chwil można wybrać nawet najmniejszą sadzawkę. Dlatego uważam, że najlepszą porą na pływanie na desce jest tzw. golden hour – około godziny po wschodzie słońca lub na godzinę przed zachodem. Jedyny warunek to brak totalnego zachmurzenia. Czasem ciężko to przewidzieć. Ale naprawdę warto jest ryzykować 🙂
Dojazd i położenie
Jezioro Kunickie leży w miejscowości Kunice, niecałe 80km od Wrocławia i około 8km na wschód od Legnicy. Dojazd ze stolicy Dolnego Śląska zajmuje mniej więcej godzinę w większość wygodną trasą A4. Jest ono największym jeziorem tzw. Pojezierza Legnickiego. Znajduje się na nim jedna wyspa na której do lat 60-tych istniał rezerwat mewy śmieszki. Został zlikwidowany po pożarze trzcinowiska, który spowodował zniszczenie stanowisk lęgowych. Aby opłynąć cały zbiornik dookoła trzeba pokonać około 5km, co zajmuje szybkim tempem mniej więcej 1,5h. Na południowym i zachodnim brzegu jeziora znajduje się wieś Kunice i brzeg jeziora jest przez nią zagospodarowany – deptak na południu i domy jednorodzinne na zachodzie. Natomiast północno-wschodnie brzegi jeziora pozostają dzikie, rośnie na nich wysoka trzcina i tylko gdzieniegdzie możemy odnaleźć drewniane podesty wędkarzy. To właśnie tam jest najciekawiej, słychać żaby, ptaki i inne stworzenia.
Moja znajoma z pracy – też SUPerka – zachęcona moim opisem czasu spędzonego na jeziorze wybrała się tam kiedyś w samym środku pogodnego dnia. W poniedziałek z niezadowoloną miną opowiadała o ilości skuterów i innych sprzętów motorowych szalejących po jeziorze w sobotnie popołudnie. Dlatego nie wiem czy jeszcze kiedyś zawitam nad Jezioro Kunickie. Jeśli tak to na pewno w czasie golden hour. Może tym razem zaraz po wschodzie słońca?