Na moje pierwsze wyjazdy rowerowe jeździłam z grupką przyjaciół, w tym z Tomkiem. Tomek uwielbiał nasze wspólne włóczęgi, ale była jedna rzecz, która w tym wszystkim nie grała, a która jakoś nieodłącznie wiązała się ze wszystkimi podróżami. I wciąż kolidowała. Stała na przeszkodzie wyjazdu idealnego.
Były to górki. Tomek tak ich nie cierpiał, że przy każdym podjeździe wyzywał projektantów ostrych, asfaltowych zawijasów. Jechał i wymachując rękami, krzyczał gdzie mogą sobie wsadzić swoje uprawnienia i dyplomy, żeby tak bezmyślnie poprowadzić drogę. Dzięki temu zapominał chyba jak bardzo się męczy, wolno pedałując pod górę, ale to moja prywatna teoria. I tak to trwało, aż znaleźliśmy się w Holandii i Tomek w końcu odetchnął pełną piersią. Nareszcie nic nie zakłócało błogiej jazdy, a projektanci dróg zbierali elegie pochwalne.
Bo Holandia to kraj idealny do swobodnego pedałowania przed siebie, gdzie możesz pocisnąć z całych sił jeśli tylko najdzie cię na to ochota. Drogi są proste i płaskie, że końca nie widać! A jedyną górką na trasie może być podjazd na most:). Oto wpis o tym, jak jeździć po kraju depresji, gdzie infrastruktura rowerowa jest na najwyższym poziomie jaki widziałam.
W Holandii mieszkam już od około 5 lat i czy chce czy nie (a oj chcę i to bardzo), to rower stał się moim głównym środkiem transportu. Codziennie do pracy jadę przecinając w poprzek prawie cały Amsterdam. Myślicie, że to daleko? W jedną stronę zajmuje mi to ok. 35 min. To szybciej niż jakimkolwiek innym środkiem transportu. Tak już tu jest. Przemieszczanie się komunikacją miejską zajmuje zwykle 2 razy więcej czasu. Dlatego wszyscy jeżdżą rowerami. Ścieżki rowerowe są wszędzie i sunie się nimi jak rzeką, wśród tłumu innych rowerzystów. Na początku tempo i ilość dwóch kółek może przysparzać o gęsią skórkę, ale z czasem wchodzi to w krew. Grunt to trzymać się prawej strony, bo nigdy nie wiesz kiedy ktoś zacznie cię wyprzedzać i nigdy, ale to przenigdy nie stawać nagle na ścieżce. Jeśli musisz to najlepiej płynnie zjedź na chodnik. Bo ścieżka rowerowa to fala, która z nikim się nie liczy.
Ale o jeździe rowerem po Amsterdamie można długo i to temat na osobny wpis. A ja chciałam Wam pokazać jak wygląda rowerowanie poza miastami i co warto wiedzieć, kiedy już ruszycie w trasę. I owszem może Holandia nie da wam widowiskowych podjazdów, ale jest w stanie przekupić Was paroma atutami, których nie znajdziecie nigdzie indziej. W końcu podobno w tym kraju jest więcej rowerów niż ludzi, to chyba wystarczający argument, żeby tu przyjechać i przekonać się na własnej skórze, że pedałowanie po płaskim może być warte zachodu ;).
Rowerolandia
Holandia idealnie nadaje się na szybkie treningi rowerowe albo spokojne jednodniowe wypady w emeryckim tempie. Drogi rowerowe są wszędzie, a jeśli ich nie ma to tylko dlatego, że dany odcinek jest tak rzadko uczęszczany przez samochody, że po prostu nie jest potrzebny osobny pas na rowery. Nawet kolarze w swoich zwartych peletonach nie uciekają ze ścieżek. Nawierzchnia jest wygodna, a trasy nie kończą się nagle na środku drogi, czy skrzyżowania, jak to bywa np. w Polsce. Wszystko jest dobrze przemyślane i zaprojektowane, bo Holendrzy mają za sobą lata eksperymentów i doskonalenia ścieżek rowerowych. Polecam Wam obejrzeć film o tym jak to się stało, że Holendrzy zdecydowali się postawić na rowery i zbudowali infrastrukturę, której próżno szukać gdziekolwiek indziej:
Jazda rowerem poza miastami to często pedałowanie wzdłuż kanałów lub poprzez pola (poldery) poprzecinane i oddzielone małymi kanalikami. 17% ziemi w Holandii jest wydarte morzu i te wszystkie zbiorniki i sieć kanałów pozwala regulować przepływ wody i utrzymać ziemię z dala od morza. Holendrzy są w tym względzie ekspertami. Ale Niderlandy to też kraj gdzie wciąż jest zadziwiająco dużo rolnictwa i hodowli zwierząt. Dlatego jadąc, często będziecie mijać różne uprawy oraz krowy, owce, kozy, nawet lamy pasące się na rozległych płaskich przestrzeniach. Do tego traficie na małe, urokliwe miasteczka. Wszystko to jest bardzo malownicze i idealnie nadaje się na rowerowe wycieczki.
Gdzie jechać?
Jeśli po jakimś czasie te typowe holenderskie widoki staną się dla Was monotonne i będziecie szukać urozmaicenia, to mogę wam polecić parę szczególnych miejscówek.
- Jazda przez wydmy (np. okolice Schoorl dunes, Noordhollands Duinreservaat, Bloemendaal aan Zee, trasa z Zandvoord do Noordwijk…)
Często wzdłuż morza, z dala od jakichkolwiek samochodów, poprowadzone są piękne ścieżki przez wydmy, lasy i parki narodowe. Można poczuć się tam jak na jakiejś prerii czy stepach Mongolii 🙂 Zwłaszcza, że raczej nie będziecie widzieć morza, za to możecie natrafić na duże, owłosione, dzikie krowy pasące się w parkach.
Co jakiś czas, przy wejściach na plaże, przygotowane są parkingi rowerowe. Na trasie jest też dużo miejsc na postoje z ławkami i stolikami, gdzie możecie wygodnie odpocząć i przekąsić co nieco. W nadmorskich miejscowościach możecie też wybrać się na smażoną rybę, czy tradycyjnego surowego śledzia w cebulce. Wystarczy tylko jechać bulwarem wzdłuż morza, aż natraficie na przyczepę, food tracka z różnymi morskimi przysmakami.
- Wyspy na Morzu Wattowym
Na północy Holandii znajduje się pas małych wysepek, które są szczególnie ciekawe na wyjazdy rowerowe. Na niektórych z nich nie ma nawet samochodów, na innych jest ich bardzo mało (tylko nieliczni mieszkańcy są uprawnieni do posiadania 4 kółek). Najpopularniejsze i chyba najbardziej turystyczne są Texel i Terschelling. Najciekawsze Vlieland i Schiermonnikoog, ale jeszcze nie udało mi się wszystkich objeździć, więc ranking ma szanse ulec zmianie. Zwykle możecie wypożyczyć rowery na miejscu i zjeździć daną wyspę dookoła w parę godzin. Idealne na weekendowy wypad. Albo na cel spaceru przez morze, ale to osobna historia 🙂
- Zaanse Schaans
Chcecie typowo holenderskiego widoku z wiatrakami? Pewnie jeżdżąc po tym kraju rowerem i tak prędzej czy później na jakiś natraficie, ale jeśli chcecie zobaczyć całą ich gromadę możecie wybrać się na jednodniową przejażdżkę z Amsterdamu do skansenu w Zaanse Schaans. To jedynie ok.15 km w jedną stronę, a po drodze możecie zahaczyć też o kolorowe miasteczko Zaandam. Polecam wybrać się do Zaanse Schaans popołudniem, tak żeby być tam na wieczór, kiedy nie ma już tłumu turystów i cały skansen stoi pusty, a wy siedząc nad jeziorem wśród wiatraków możecie spokojnie oglądać zachodzące słońce, zagryzając ser koniecznie maczany w musztardzie. Bardziej holendersko już się chyba nie da.
P.S. Prowiant zakupcie wcześniej, bo w samym skansenie nie znajdziecie sklepu, chyba że jeden z wiatraków w którym sprzedają sery będzie jeszcze otwarty, ale ceny będą „turystyczne” :). - Jazda wśród pól tulipanów na wiosnę.
To zdecydowanie najlepszy sposób na podziwianie ogromnych kwiatowych pól i doświadczenie, które na pewno warto przeżyć. Dlatego jeśli myślicie o rowerowym wypadzie do Holandii zaplanujcie go na wiosnę. Najpopularniejsze okolice z uprawami kwiatów to pola dookoła ogrodu Keukenhof, Lisse i Noordwijkerhout.
Typy szlaków rowerowych
Holandia jest pokryta ogromną siecią ścieżek rowerowych. Do każdej miejscowości, w niemalże każde miejsce możecie dojechać specjalnie przygotowaną trasą. W większości są to oddzielone od głównej drogi asfaltowe ścieżki, czasem w miejscowościach zamieniają się na wymalowane na boku szosy pasy, które samochody muszą omijać, ale robią to naprawdę uważnie i powoli. Sporadycznie trasa rowerowa łączy się z rzadko uczęszczanymi asfaltowymi drogami samochodowymi.
Szlaki rowerowe dzielą się na dwa rodzaje, te z czerwonymi znakami, typowo komunikacyjne, szybkie trasy pomiędzy miastami i te z zielonymi numerkami, prowadzące przez bardziej malownicze tereny, szlaki typowo rekreacyjne, idealne na weekendowe wycieczki. Na trasach zielonych dodatkowo wyznaczone są kawiarnie i restauracje, miejsca odpoczynku, naprawy rowerów i przystosowane dla rowerzystów noclegi oraz warte do zobaczenia atrakcje. Jeździ się nimi bardzo wygodnie, znaków jest dużo i wystarczy tylko przemieszczać się od jednego numeru do drugiego, po wcześniej zaplanowanej trasie. Warto więc spisać sobie przed wyjazdem kolejność numerów, lub używać aplikacji Fietsknoop, gdzie macie zaznaczone wszystkie zielone szlaki Holandii (niestety nie zobaczycie gdzie w danym momencie jesteście, więc czasem trzeba przeskakiwać na Google Maps). Ciekawa jest też aplikacja Fietsnetwerk, gdzie znajdziecie gotowe max 60km trasy tematyczne i która pokaże waszą pozycję. Więcej informacji o zielonych szlakach rowerowych znajdziecie na: https://www.hollandcyclingroutes.com/
Noclegi
To co interesuje każdego podróżującego z sakwami rowerzystę to spanie na dziko. I tutaj niestety, jak w większości krajów Europy, nocowanie pod chmurką w miejscach do tego nieprzeznaczonych, czyli nie na campingach, jest nielegalne i karalne. Do tego Holandia jest jednym z najgęściej zaludnionych krajów Europy, gdzie lasów jest niewiele, a jak już są to raczej nie gęste i stosunkowo małe. Każde pole oddziela kanał, raczej niemożliwy do pokonania dla rowerzysty z sakwami. Szczerze mówiąc nie jestem specjalnie wybredna, ale tutaj nawet wyjście w krzaki za potrzebą bywa mocno problematyczne. Więc z noclegami nie jest tak łatwo. Da się, my parę razy nocowaliśmy na dziko, np. na plaży albo w lesie, ale dużo ciężej znaleźć nam było dobrą, ukrytą miejscówkę, niż w innych krajach, po których też podróżowaliśmy rowerami.
Pozostają więc campingi, które niestety niewiele wspólnego mają z ciszą i przebywaniem na łonie natury. Raczej będziecie wciśnięci w wioskę białych camperów, tudzież dużych namiotów z całymi rodzinami.
Ale jest nadzieja. Ostatnio dowiedziałam się o tzw. Paalkamperen, czyli nocowaniu prawie na dziko, bo w miejscach specjalnie do tego przeznaczonych. Bez toalety, bez pryszniców, bez niczego poza naturą dookoła. Zwykle jest to po prostu skrawek ziemi w lesie, albo na skraju polany, może z jakąś ławką i stolikiem. Brzmi jak ideał. Jest ich niewiele, ale skoro w Holandii dużo szybciej pokonuje się km, można spróbować zaplanować trasę wg. nich. Poniżej przygotowałam dla Was mapkę z Paalkamperen miejscówkami:
Do tej pory udało mi się raz spać na takim campingu – była to Campanula, niedaleko Almere. Niełatwo było znaleźć to miejsce, bez GPSa byśmy sobie raczej nie poradzili. Nie prowadziły do niego w zasadzie żadne drogi, ostatni odcinek musieliśmy pokonać jadąć rowerami przez łąki i zarośnięte, piaskowe przecinki pomiędzy drzewami. Campanula jest położona na środku małego lasku, posiada mini szałas, miejsce na ognisko i nawet toaletę polową w pobliskim zagajniku. Na campingu oficjalnie dozwolone są 3 namioty lub 6 osób, my mieliśmy szczęście, bo przyjechaliśmy jako ostatni i akurat dopełniliśmy puli. Okolica jest wybitnie dzika jak na Holandię… Po drodze, w lesie widzieliśmy ze 4 sarny, a później wieczorem przy kolacji, słyszeliśmy nawoływanie jakiś zwierząt. Poza tym cisza i spokój. Miejsce idealnie, żeby odpocząć w weekend od pracy w biurze i miejskiego zgiełku fundując sobie krótki leśny relaks :).
Więcej o Paalkamperen możecie dowiedzieć się tutaj: https://www.logerenbijdeboswachter.nl/paalkamperen
2020 – aktualizacja
Niestety od czerwca 2020 wszystkie Paalkamperen w Holandii zostały oficjalnie zamknęte i nie wygląda na to, żeby było to z powodu pandemii. Nocowanie w tych miejscach jest więc w tej chwili nielegalne. Mam nadzieję, że kiedyś się to zmieni.
Tymczasem znalazłam inne rozwiązanie. Na stronie campspace.com różne osoby prywatne udostępniają swoje tereny dla chętnych do nocowania pod chmurką. Są to ogrody, pola, czasem nawet zakątki w prywatnych lasach albo różnego rodzaju małe domki i inne schronienia, dla tych którzy potrzebują czegoś więcej niż kawałek ziemi pod namiot. Oczywiście pobyt w tych miejscach jest odpłatny, ale przynajmniej są one dużo bardziej kameralne niż zwykłe campingi, macie pewność legalnego noclegu i przy okazji nadaża się okazja żeby poznać lokalnych mieszkańców, którzy może podpowiedzą co warto zobaczyć w okolicy. Część z nich zezwala na pobyt z psem (wystarczy wyszukać takich campingów po filtrach na stronie) no i co najważniejsze jest ich więcej niż Paalkamperen. Ja na pewno przy najbliższej nadażającej się okazji będę chciała spróbować tego nowego rozwiązania.
Skąd wziąć rower?
Jeśli chcielibyście przylecieć do Holandii samolotem i nie martwić się o przewóz własnych rowerów, możecie wypożyczyć je na miejscu. Niestety w większości będą to rowery miejskie, ale nimi spokojnie można wybrać się w trasy poza miasto.
Najtańszą opcją jest wypożyczenie rowerów komunikacji miejskiej, tzw. ovi fiets. Niestety potrzebna jest do tego spersonalizowana karta OVI, której wyrobienie zajmuje parę dni i kosztuje ok. 50 euro. Dlatego jeśli macie jakiegoś znajomego na miejscu warto poprosić go o pomoc i pożyczenie karty. Jeden dzień kosztuje 3.85 euro i możecie wziąć dany rower na max 3 dni. Jeśli potrzebujecie go na dłużej, wystarczy podjechać do dowolnej stacji rowerów, oddać rower i zaraz wypożyczyć go na następne 3 dni. Warto też sprawdzić, czy dana stacja ma aktualnie wolne rowery, bo niestety są one bardzo popularne i może być z tym problem. Pomoże wam w tym aplikacja NS Reisplanner Xtra. Na jedną kartę OVI możecie wypożyczyć max 2 rowery.
W Amsterdamie, w innych miastach oraz na wspomnianych Wyspach Fryzyjskich znajdziecie oczywiście dużo prywatnych wypożyczalni. Ceny w nich wahają się od 4 euro/godzinę lub 10 euro/dzień za typowy miejski rower holenderski bez przerzutek i z hamulcami w pedałach, do ponad 65 euro/dzień za rower szosowy.
Słyszałam też o firmie Donkey Republic, która ma stacje z rowerami rozsiane w różnych miejscach i miastach. Możecie wypożyczyć od nich dwa kółka poprzez aplikację. Nie korzystałam, ale brzmi wygodnie. Cena za dzień – 12 euro.
Ostatnim i stosunkowo nowym rozwiązaniem może być Swipefiets, zwłaszcza jeśli planujecie przyjechać do Holandii na trochę dłużej, np. dwa tygodnie. Swipefiets działa na zasadzie subskrypcji. Za 15 euro miesięcznie firma dostarcza rower pod podany przez was adres, zapewnia serwis z dojazdem w razie awarii i nie ponosicie kosztów w przypadku kradzieży. Jedynym problemem może być fakt, że te rowery z niebieskimi oponami stały się ostatnio bardzo popularne i w niektórych miastach trzeba czekać w długiej kolejce na swoją sztukę.
Warto wiedzieć
Jest jedna rzecz, o której Wam nie wspomniałam. Ale nie zamierzam kolorować i pisać tylko o samych zaletach podróżowania rowerem po Holandii. Cóż, płaskie tereny, do tego budowane przez człowieka, czasem mają to do siebie, że w niektórych rejonach drogi są za proste i za płaskie. Ciągną się kilometrami bez jakiegoś szczególnego urozmaicenia. Strzeżcie się zwłaszcza długich farm wiatrowych! Jedzie się i jedzie, liczy się te wiatraki jeden po drugim, ale trwa to tyle, że po drodze parę razy zapomnicie na jakim numerze skończyliście 🙂 i zaczniecie przeklinać projektantów tej ścieżki. Dlatego polecam zabrać ze sobą sprawdzoną ekipę, która takie etapy trasy urozmaici i uratuje was przed monotonią. Poniżej obrazek poglądowy: