Jeśli zastanawiacie się nad jesiennym wyjazdem, nie musicie szukać daleko. Oczywiście pierwsza myśl to wyjazd do ciepłych krajów, ale tam ciepło jest w sumie zawsze, a złota polska jesień trafia się tylko raz do roku. Więc czemu by nie spojrzeć na to, co mamy pod nosem? Jeśli nie boicie się możliwego chłodu i deszczu, za to uwielbiacie wolność jaką daje rower i aktywne spędzanie czasu ze swoim psem, mamy dla Was przepis na niezwykły jesienny tydzień wśród podkarpackich wsi i złotych lasów.
Potrzebne Wam będą:
- Pies (z karmą, amortyzowaną smyczą i składaną miską),
- Przyczepka dla psa (z uprzężą i kocem),
- Namiot i ciepły śpiwór,
- Rower do ciągnięcia całego tego tałatajstwa,
- Sakwy, żeby nie było za lekko i żebyście mogli spakować jeszcze więcej (nie)zbędnych kilogramów.
- Końskie zdrowie,
- Zamiłowanie do pedałowania w mrozie i spania w krzakach.
- Przekonanie, że zamiast grzać się gdzieś daleko w ciepłych krajach, urlop wolicie spędzić w swojskich, dżdżystych lasach.
Co do psa. Im mniejszy tym bardziej kompaktowy i mniej odczuwalny przy podjazdach, z kolei im większy tym jego funkcje grzewcze wzrastają, a to może okazać się kluczowe w kwestii przetrwania nocą w lesie. Oczywiście decyzja należy do Was. My wybraliśmy model gryfona korthalsa o wadze 20kg, który poza tym, że spuszczony w lesie zapomina kto go karmi, dla nas okazał się idealnym kompanem.
Przy furze szczęścia traficie na słoneczną, złotą polską jesień. I może dorwie Was jedynie parę drobnych mżawek, ale wrócicie do domu ze zdjęciami, które skutecznie wymarzą wspomnienia jakichkolwiek niedogodności. My jakimś cudem tę furę szczęścia złapaliśmy i pogodę mieliśmy szokująco idealną. Może uda się i Wam (ale kurtkę przeciwdeszczową spakujcie).
Od czego zacząć?
Podstawa dobrego planowania to sprawdzenie, kiedy w danym roku prognozowane jest apogeum jesieni i ciepła pogoda, czyli tzw. babie lato. W internecie możecie znaleźć długoterminowe prognozy nawet z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. Zwykle najwięcej złotych drzew pojawia się w okolicach 15-20 października. Jednak w zależności od danego roku i miejsca, okres kulminacji jesiennych kolorów zmienia się. Złota jesień najwcześniej zaczyna się na północy i wschodzie kraju, a najpóźniej na zachodzie i południu. Tak więc jeśli chodzi o kierunek pewnie łatwiej zaplanować wyjazd w okolicach Jeleniej Góry niż Suwałk – będziecie mogli śledzić warunki zaraz przed wyjazdem ;).
W Polsce nietrudno o gęste lasy i szerokie po horyzont pola, oba idealne do przyjemnej jazdy rowerem i zmęczenia Waszego psa. Do wyboru, do koloru. My zazwyczaj w podróżach rowerem obieramy jakiś punkt docelowy i kreślimy zarys trasy, a resztę planujemy już w trakcie, z dnia na dzień. Wiąże się to ze sporadycznym sprawdzaniem w internecie, czy czegoś ciekawego przypadkiem nie omijamy i ciągłym nawigowaniem (kiedyś z użyciem map, dziś jednak w większości z gpsem). Tym razem zdecydowaliśmy się spróbować czegoś trochę nowego. Postanowiliśmy zrobić sobie urlop! I zamiast planować i przesiewać informacje w necie pojechaliśmy na gotowca – rowerowy szlak Green Velo.
Wschodni Szlak Rowerowy Green Velo
Green Velo to jedna z najdłuższych tras rowerowych w Polsce. Prowadzi wzdłuż naszej wschodniej granicy, przez 5 województw (lubelskie, podlaskie, podkarpackie, świętokrzyskie i warmińsko-mazurskie) i 5 parków narodowych (Wigierski, Biebrzański, Narwiański, Białowieski oraz Roztoczański). Całość to ok 2071 km, od Elbląga na północy, przez Przemyśl na południu, kończąc na Końskim niedaleko Kielc.
Szlak jest idealny dla miłośników spokoju i przyrody, bo zwykle prowadzi mniej uczęszczanymi drogami (czasem żwirowymi, czy gruntowymi) i omija miasta oraz większe wsie. Jeśli od czasu do czasu lubicie urozmaicić sobie podróż, zobaczyć zabytki, odwiedzić muzea, będziecie musieli z trasy trochę zboczyć.
Pod tym względem Green Velo jest idealne na podróż z psem, czy też z dzieckiem w przyczepce, bo zwykle ruch na tych drogach jest bardzo mały lub żaden. Od czasu do czasu zdarzają się etapy, kiedy spokojnie można czworonoga puścić wolno, żeby biegł obok, przy rowerze. Przy bardziej ruchliwych szosach dobudowywane są specjalne ścieżki rowerowe, poza tym szlak zwykle szybko odbija na mniejsze drogi. Zdarzają się jednak wyjątki – jak np. nieprzyjemny, ruchliwy wjazd do Rzeszowa od strony południowej. I choć trasa później przyjemnie prowadzi przez samo miasto (przez parki i bulwary nad Wisłokiem), to najpierw trzeba pokonać parę kilometrów zatłoczoną drogą albo bez pobocza, albo z niewygodnymi chodnikami, co parę metrów poprzecinanymi wyjazdami.
Infrastruktura
Trasa jest z reguły bardzo dobrze oznakowana, tylko sporadycznie zdarzało nam się, że brakowało jakiegoś znaku wskazującego zmianę kierunku. W takich przypadkach przydatna bywa aplikacja Green Velo, która poza głównym szlakiem pokazuje też inne trasy rowerowe w okolicy. Często z nich korzystaliśmy, bo np dojeżdżały do jakiejś miejscowości ze sklepem spożywczym, skracały drogę, albo prowadziły przez środek lasu, więc mogliśmy zafundować Szyszce trochę przebieżki.
Green Velo poprowadzone jest głównie przez tereny nizinne. Wyjątkiem jest odcinek przez Pogórze Dynowskie i Przemyskie, między Rzeszowem, a Przemyślem. A nam właśnie ten odcinek przyszło jechać z całą naszą karawaną :). Zaczęliśmy pod Przemyślem i w ciągu tygodnia zatoczyliśmy koło przejeżdżając przez Rzeszów, Leżajsk, Rudnik nad Sanem, Zwierzyniec, Zamość i Narol. Szczegółową mapkę możecie zobaczyć na poniższej infografice:
Pełną mapę całego szlaku Green Velo znajdziecie tutaj: http://greenvelo.pl/mapa
Na trasie rozmieszczone są MORy, czyli Miejsca Obsługi Rowerzystów. Dziwna to w sumie nazwa, bo nikt tam nikogo nie obsługuje, a i samemu “obsłużyć” się ciężko, cokolwiek miałoby to znaczyć… Nie, nie znajdziecie tam żadnych narzędzi rowerowych, choćby nawet pompki. Są to po prostu zadaszenia z ławkami, stołem, stojakami na rowery i koszami na śmieci. Na całym Green Velo jest ich około 230 i zlokalizowane są co 8-10 kilometrów. Jeśli jakiś MOR jest położony w ładnej okolicy, to oczywiście miło jest tam zrobić sobie przerwę. Szkoda, że większość z nich nie ma ani jednej ściany bocznej, w związku z czym nie uchronią Was przed zimnym wiatrem, albo mocno zacinającym deszczem. W praktyce więc i tak przerwy robiliśmy niezależnie od MORów. Dużo ważniejsze okazywały się małe wioskowe sklepiki, które nie często były pod ręką, więc kiedy już jakiś się pojawiał to właśnie tam przysiadaliśmy na krótki posiłek.
Psi survival
Okazuje się, że podróżowanie z psem bywa nie lada wyzwaniem i to nie dlatego, że musicie go ciągnąć w przyczepce. W kwestii noclegów najprostszym i często jedynym rozwiązaniem jest spanie w namiocie, zazwyczaj na dziko. Ale co jeśli jest zimno lub leje i szukacie alternatywy? Na trasie możecie znaleźć agroturystyki, ale jesienią niestety część z nich jest już zamknięta. Pozostałe nie zawsze są chętne na przyjęcie rowerzystów z psem. Nam udało się przenocować w dwóch miejscach:
http://www.nagorze.roztocze.com/
Kiedy dzwoniliśmy z zapytaniem, czy możemy przenocować z czworonogiem, gospodarze zwykle nie byli chętni nas przyjąć. Dlatego obraliśmy inną strategię. Wieczorem podjeżdżaliśmy pod daną agroturystykę i po prostu z biegu pytaliśmy o nocleg. Kiedy gospodarze mogli Szyszkę zobaczyć i przekonać się, że nie jest wielkim, strasznym potworem, a grzecznym, merdającym ogonem słodziakiem, zwykle nocleg mieliśmy gwarantowany. Oczywiście, nie jest to najlepsza opcja, czasami możecie trafić na przepełniony lub zamknięty pensjonat (zwłaszcza jesienią), ale jeśli jesteście gotowi w razie czego po prostu rozbić namiot w lesie, to czasem lepsze to, niż bezowocne wydzwanianie po wszystkich miejscach noclegowych dookoła (w promieniu waszych dziennych możliwości kilometrowych i tak będzie ich niewiele).
Podobnie, o ile nie gorzej, jest z restauracjami. Jeśli po godzinach jazdy macie ochotę usiąść w cieple i zjeść porządny obiad, przygotujcie się najpierw na długie poszukiwania. Wasze tłumaczenie, że pies jest grzeczny i będzie spał spokojnie pod stołem tak, że nawet nikt go nie zauważy, pewnie niewiele pomoże. Zdarzało nam się przejechać pół miasta zanim przemarznięci i głodni wreszcie mogliśmy coś zjeść. Podróż z psem jest więc nauką survivalu. Namiot i własny prowiant to najprostszy sposób na przetrwanie.
W przyszłości napiszemy osobny, obszerny wpis o tym jak podróżować z psem na rowerze. Tymczasem łapcie listę drobnych tricków, które na pewno przydadzą Wam się na Green Velo:
Sztuczki i kruczki
- Uważajcie przy wyborze bocznych tras, chyba że gustujecie w błocie i grach na orientacje. My raz zapuściliśmy się na skróty w las i skończyliśmy tak:
Pchaliśmy rowery dopóki nie dotarliśmy do asfaltu.
- Jeśli już wjedziecie na błotniste drogi nie zapomnijcie użyć psa jako ciągnika.
- Naszym zdaniem najpiękniejsze etapy na trasie to las zaraz przed Rzeszowem (jadąc od południa), miejscowość Zwierzyniec i przejazd przez Roztoczański Park Narodowy. Nie śpieszcie się tam, a nawet zaplanujcie więcej czasu na tych odcinkach.
- Park Zamkowy w Łańcucie (jedna z nielicznych atrakcji turystycznych, do których prowadzi Green Velo) jest też zdecydowanie wart uwagi. W prawdzie podczas całego wyjazdu będziecie przejeżdżać przez dużo większe lasy, a to jest jedynie miejski park, jednak jesienią staje się niezwykle malowniczy, a niektóre rozłożyste drzewa zaskakują swoją wielkością. Warto zrobić sobie tam krótką przerwę na spacer (zakaz jazdy rowerem).
- W Obroczu możecie wypożyczyć kajaki i spłynąć do Zwierzyńca (35km), albo nawet do Szczebrzeszyna (75km). W sezonie nie będzie z tym problemu, jesienią zadzwońcie wcześniej i zapytajcie czy wypożyczalnia jest czynna. Specjalne spływy są organizowane również zimą.
- Jeśli dopadną Was deszczowe dni, jeżdżąc starajcie się ubierać na siebie jak najmniej rzeczy, żeby „oszczędzać” suche ubrania. Cieplej ubierajcie się na postojach. Warto dbać przede wszystkim o suchą kurtkę np. nakładając dodatkową pelerynę na wierzch. Jeśli nie jest za zimno również sandały trekkingowe są dobrą opcją.
Polowanie na przygodę
Super przygody można przeżywać nie tylko w dalekich, egzotycznych krajach, ale i u siebie. Trzeba tylko umieć stwarzać sobie do nich okoliczności. Dlatego czasem warto spędzić wakacje na “własnym podwórku” i zaryzykować wyjazd, kiedy pogoda nie słynie z życzliwości, bo z takiego połączenia może się okazać, że uzyskacie zaskakujące, bogate w nowe wyzwania i na swój sposób zupełnie inne wakacje. Znane, bo Polskie, nie znaczy nudne, a naszym zdaniem babie lato powinno uzyskać osobne ferie.