Ubiegłe lato było dla mnie pierwszym sezonem SUPowania. W Dzień Dziecka nabyłam swoją deskę i rozpoczęłam przygodę pływania po różnych akwenach. Znalazłam piękne miejsca we Wrocławiu, gdzie z perspektywy rzeki wcale nie wygląda na duże miasto. Poznałam bobry w okolicach mostu Szczytnickiego. Zrealizowałyśmy z Natalią nasz mini projekt pływania na deskach o wschodzie słońca. Poza Wrocławiem zwodowałam się na Jeziorze Leśniańskim i Złotnickim. Odwiedziłam dwa zbiorniki nieopodal Bełchatowa, w którym się wychowałam. Pływałam też na Eibsee pod Zugspitze, co było moim marzeniem odkąd zaczęłam na instagramie obserwować profil Girls on SUPs. Sezon zamknęłyśmy na Słowenii zachwycając się mgła wiszącą nisko nad jeziorem Bohinj, eksplorowałyśmy Bled i Most na Soči. To był naprawdę wspaniały czas! W tym roku zaczęłam od prób pływania na mojej desce na oceanie. Teraz chciałabym się jednak skupić na Polsce i poodkrywać akweny Dolnego Śląska. Zrobiłam listę jezior i kiedy przeSUPuję je wszystkie sporządzę subiektywny ranking. Ambitny plan! Zaczęłam w drugi weekend maja w Zagórzu Śląskim. Pięknie było i już jestem ciekawa, na którym miejscu rankingu Jezioro Lubachowskie ostatecznie wyląduje.
Dojazd i położenie
Jezioro Lubachowskie leży w Zagórzu Śląskim, około 80km od Wrocławia. Dużą część trasy do celu pokonuje się z widokiem na Ślężę, co w połączeniu z kwitnącymi polami rzepaku tworzy w maju przepiękną scenerię na nieco ponad godzinny road trip. Można w internecie odnaleźć to jezioro również pod nazwą Bystrzyckie, ponieważ znajduje się w dolinie przełomu rzeki Bystrzycy. Od południa wpływa do niego wymieniona w poprzednim zdaniu rzeka, od północy natomiast została zbudowana 44m zapora. Jego szerokość nie przekracza 480m i jest ono długie na 3,2 km. Po jego północnej stronie biegnie ścieżka spacerowa na zboczach dwóch wzniesień Drewnicy (452m n.p.m) oraz Kurzętnika (446m n.p.m). Te dwa wzniesienia i zalesiona okolica sprawiają, że okolica jeziora jest niezwykle malownicza. Lasy liściaste mienią się wiosną wszystkimi odcieniami zieleni. Jesień zapewne koloruje je jeszcze piękniej, ale doświadczenie tych widoków jeszcze przede mną.
Jeśli chcemy zwodować się na nim ze swoją deską SUP najlepiej przyjechać na parking nieopodal hotelu Maria Antonina, znajdującego się w jego północno-zachodniej części. Bezpłatne zaparkowanie samochodu jest możliwe jakieś 350m od plaży, resztę trasy trzeba przebyć pieszo, ponieważ dostęp do parkingu przy hotelu mają tylko jego goście. Jeśli Wasza deska jest lekka lub macie już wprawę w noszeniu jej napompowanej możecie ją rozłożyć przy samochodzie i znieść ją potem do jeziora. Ja nie lubię mojej nosić więc rozłożyłam ją dopiero na brzegu. Każdy mój ruch był dokładnie komentowany przez chłopca i jego tatę, którzy chyba jeszcze nie widzieli desek na żywo i byli niezwykle zaciekawieni jaki będzie mój kolejny krok 🙂 Samo wodowanie deski nie jest komfortowe w szczególności gdy woda jest zimna, ponieważ trzeba do niej wejść. Na szczęście maksymalnie po łydki. Pomost przy hotelu, kiedy tam byłam, był cały obstawiony łódkami, kajakami i rowerkami wodnym więc nie było możliwości, aby suchą stopą wejść na deskę.
To było moje pierwsze wodowanie po oceanicznych przygodach na Teneryfie. Z wielką ulgą stwierdziłam, że falowanie jest niewielkie a lekki wiatr nie będzie mi przeszkadzał w pływaniu. Szybko wstałam i zaczęłam wiosłować na wschód. Okazało się, że jezioro jest mekką wędkarzy i siedzą oni rozsiani na całym jego południowym brzegu. Powstrzymało mnie to od zbliżania się do brzegu i płynęłam zazwyczaj samym środkiem. Poświęciłam dość dłuższą chwilę na próby robienia zdjęć samowyzwalaczem. Nie lubię, że gdy pływam sama moje ujęcia ograniczają się zazwyczaj do widoku dziobu deski i scenerii przede mną. Zmieniłoby się to pewnie gdybym zainwestowała w selfie sticka. Może kiedyś na to przyjdzie pora. Póki co ustawianie aparatu na skałach przyniosło całkiem niezłe rezultaty i pomimo pochmurnej aury jestem całkiem zadowolona ze zdjęć. Dodatkowo w pewnym momencie jedna z łódek zacumowanych przy hotelu wypłynęła na jezioro a jej kapitan zaproponował, że zrobi mi kilka fotek. Po krótkich manewrach, żeby przekazać aparat i przemiłej konwersacji byłam bogatsza o kilkanaście ujęć.
Najładniejsze wg. mnie rejony jeziora to wschodni kraniec nieopodal tamy oraz północny brzeg biegnący od niej mniej więcej do połowy jeziora. Są tam ładne skały, jest zdecydowanie czyściej (niestety na południowym brzegu było w niektórych miejscach sporo śmieci) i bardziej dziko. Na kolejne SUP-wycieczki mam zamiar zabierać ze sobą kilka plastikowych worków i w miarę możliwości zbierać śmieci z brzegów albo wyławiać to co napotkam na wodzie. I to jest chyba nawet dużo lepsze postanowienie na ten sezon niż ranking najpiękniejszych jezior na SUPa! 🙂